Prawa autorskie

Wszystkie rękodzieła, wzory, opisy, projekty oraz inne zdjęcia zamieszczone w tym blogu, są mojego autorstwa i stanowią moją własność (chyba, że wyraźnie zaznaczę inaczej), w związku z czym ich kopiowanie, publikowanie (w całości lub w części), czy też wykorzystywanie w jakikolwiek inny sposób bez mojej zgody jest zabronione, gdyż stanowi naruszenie praw autorskich (Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83). Ar_nika-(-@

wtorek, 18 grudnia 2012

Zimowe kontrasty

Za oknem zima. Po kilku dniach odwilży padający przez całą noc biały puch sprawił, że wszystko wygląda czysto i świeżo. Tak jakby świat przybrał odświętną szatę z okazji zbliżających się świąt. A tymczasem na moim oknie prawdziwy zimowy ogród!




 Najpierw - już od początku listopada - zaczęły kwitnąc jakby na wyścigi dwa fioletowo-bordowe fiołki afrykańskie, a ostatnio nasz tegoroczny nabytek, potocznie zwany grudnikiem.




Byłabym zapomniała: jest jeszcze orchidea! Co prawda zrobiłam tylko jedno zdjęcie zanim zdążyła przekwitnąć, ale wypuszcza dwa nowe pędy, więc pozostaje tylko czekać na następny wysyp bajecznych kwiatów!


-(-@

A teraz małe wyjaśnienie: Czemu zawdzięczam to, że w środku dnia mogę usiąść do komputera? Oczywiście chorobie, która bez zbytniego przejmowania się moimi protestami, już przed ostatnim weekendem położyła mnie do łóżka. W efekcie kilka dni wypadło mi z życia - najzwyczajniej je przespałam, ale podobno sen to najlepsze lekarstwo, więc nie powinno się go sobie żałować...

Łatwo powiedzieć... Na lodówce zawisła bowiem kolejna kartka ze spisem rzeczy do zrobienia (tj. napisania, przeczytania, nauczenia się itp.). Na poprzedniej nie było już niestety miejsca, aby dopisać kolejne punkty. Na dzień dzisiejszy (bo kto wie, co się jeszcze może wydarzyć...) do ukończenia studiów zostały mi więc trzy zjazdy i pięć przedmiotów do zaliczenia, co oznacza w praktyce: przygotowanie siedmiu prac zaliczeniowych, przeczytanie dwóch lektur pedagogicznych i przebrnięcie przez kilka dyskusji na zajęciach... 

Próbuję więc pisać... Naprawdę próbuję, ale efekty jak na razie marne. Choć kilka ciekawych pomysłów kołacze mi się gdzieś po głowie... Przydałoby się dotlenić, ale antybiotyk mam do soboty, na zwolnieniu wyraźnie zaznaczone: "chory musi leżeć", a kaszel, który urodził się po kilku dniach z dziwnego bólu pleców, jak na razie nie zamierza odpuścić... Ale ja też jestem uparta ;-)!

-(-@

niedziela, 2 grudnia 2012

Drewno, szkło i metal...

Czyli moje trzy ulubione elementy wystroju wnętrz - tym razem w wersji biżuteryjnej:

jako kolczyki...

 i bransoletka...

-(-@

Drewno kocham w każdej postaci, ale najbardziej w naturalnej, bejcowanej, ewentualnie spatynowanej ręką czasu... Jakoś nieco słabiej przemawia do mnie tak modne ostatnio bielenie i postarzanie metodą przecierania. Przyznaję, że w dodatkach wygląda przepięknie, jednak duże powierzchnie mebli w takim wydaniu mnie osobiście chyba za bardzo by przytłaczały... Choć na Waszych blogach uwielbiam je oglądać!

Kocham też szkło - zarówno białe, kryształowe, jak i kolorowe - niektórzy z Was już wiedzą, że moim ukochanym kolorem szkła jest błękit :-). Lubię też oliwkę oraz butelkową zieleń. Aha, byłabym zapomniała: kolor ciemnobrązowy w mieszkaniu toleruję wyłącznie w wersji butelkowej (zwłaszcza z dobrą gatunkowo półwytrawną zawartością ;-)), no i ewentualnie skórzanej...

A jeżeli chodzi o metal we wnętrzu, to najlepiej, aby był w odcieniach starego złota, brązu, miedzi (co jest o tyle dziwne, że za złotą biżuterią nie przepadam, za to na punkcie srebra - szczególnie z cyrkoniami - po prostu szleję!). W domu jednak białe metale toleruję jedynie w wersji postarzonej, oksydowanej, ewentualnie pomalowanej czarną emalią. Zimny nikiel czy chrom to absolutnie nie dla mnie! Mogę na nie patrzeć z podziwem wyłącznie wtedy, gdy są elementem ozdobnym starych samochodów, czy klasycznych motocykli. Tam pasują idealnie!!!

-(-@

PS. To mój pierwszy od kilku miesięcy wolny weekend - przynajmniej pod tym względem, że nigdzie nie musiałam wyjeżdżać: ani do pracy, ani na uczelnię :-). Ale na odpoczynek też niestety nie mogę sobie pozwolić, gdyż lista rzeczy do zrobienia (a ściślej mówiąc do napisania), wisząca na lodówce wciąż przeraża swoimi rozmiarami i zbliżającymi się w kosmicznym tempie terminami. Postanowiłam, że przez te dwa dni nadrobię trochę i wykreślę kilka punktów...

Z jakimi efektami?
* stałam się specem od rozpoznawania dwóch dziesiątek wiosennych kwiatów, nad których prezentacją siedziałam wczoraj do późnej nocy (przy okazji przeglądając i segregując zdjęcia zrobione w ciągu ostatnich kilku lat...)
* ręka odpada mi od kaligrafowania literek na zaliczenie - zostały mi jeszcze 22 strony zeszytu, ale te rozłożę już po trochu na cały tydzień...
* przede mną - niczym ogromny wyrzut sumienia - wciąż leży sterta papierów z pracy, do których wypełnienia nijak nie mogę się zmusić...
* a za najpilniejszą - a dokładniej mówiąc najbardziej zaległą (!) pracę zaliczeniową - wciąż jeszcze się nie zabrałam...

Musiałam się więc jakoś odstresować, a blog i robótki idealnie się do tego nadają ;-)) Ale koniec pisania dla przyjemności... Trzeba wracać do tego z konieczności... Buuuu!

-(-@

czwartek, 29 listopada 2012

Jesienne klimaty

Dziś będzie nie tylko jesiennie, ale przede wszystkim miszmaszowo... Jak mówi powiedzenie: mało czasu, zaległości wiele, więc w (bardzo) dużym skrócie: najpierw błyskawicznym rzutem na taśmę moje zgłoszenie (a właściwie dwa zgłoszenia :-)) na listopadowe wyzwanie Tynki w Klubie Twórczych Mam pod hasłem "Liście i ich barwy":


I. Zgłaszam korale, w których jesienne są nie tylko barwy, ale również wykorzystane materiały (muszę się tu przyznać, że tak naprawdę to powstawały na poprzednie - nawiasem mówiąc moje własne ;-) wyzwanie KTM, ale niestety musiały ustąpić miejsca bardziej prozaicznym czynnościom, takim jak praca, nauka i sen, które niestety w tamtym czasie pochłonęły mnie bez reszty...):


II. I dorzucam jeszcze koralikową bransoletkę w soczystych liściasto-owocowych barwach:


-(-@

Teraz kolej na gorące podziękowania dla Marty z bloga pod nazwą Uhuhu, u której jakiś czas temu udało mi się wygrać biżutkowe candy. Do ostatniej chwili nie mogłam się zdecydować, którą z zaprezentowanych par kolczyków wybrać (zajrzyjcie na jej bloga i przekonajcie się, jakie śliczności tworzy Marta). Ostatecznie postawiłam na delikatność oraz elegancję i nie żałuję, bo koralikowe kuleczki, które otrzymałam, prezentują się naprawdę fantastycznie :-)! Sami  zobaczcie:


 
-(-@

 W tym poście nie może też zabraknąć kilku jesiennych fotografii wschodzącego słońca zrobionych "w biegu" (ale po prostu nie mogłam sobie odmówić zatrzymania się tego dnia w drodze do pracy...)




Oraz fotografia zrobiona tego samego dnia w drodze powrotnej (co prawda jakość pozostawia wiele do życzenia, ale i tak daje pole do popisu dla wyobraźni...)


  -(-@

A na koniec bardzo gorąco dziękuję Wam wszystkim - za ciepłe komentarze pod ostatnim - niezbyt pozytywnie nastrajającym postem... A przede wszystkim za to, że jesteście i zaglądacie - ostatnio częściej niż ja sama - ale wciąż powtarzam sobie, że już niedługo... I to trzyma mnie przy życiu ;-)

-(-@

poniedziałek, 26 listopada 2012

Zaległy finał kociej wymianki

Jakiś czas temu (dokładniej mówiąc latem...) zgłosiłam się do udziału w "Kociej wymiance" organizowanej przez Anię z bloga "I wyszło szydło z worka". Zaraz po losowaniu wymiankowych par, które miało miejsce w połowie lipca, okazało się, że moja partnerka w zabawie wyjechała na niespodziewany urlop i nie uda jej się wrócić przed ustalonym terminem zakończenia zabawy, a poza domem raczej trudno zebrać się do tworzenia wymiankowych upominków. Umówiłyśmy się więc z AgKe, że przesyłkę dla mnie przygotuje na spokojnie już po powrocie...

Ja tymczasem wysłałam mojej parze następujący zestawik, którego motywem przewodnim stała się zieleń kocich oczu - tak jakoś w pierwszym momencie mi się skojarzyło :-)


Najpierw powstało kocie etui na komórkę - inspiracją był śliczny żółto-zielony guziczek (do tematu guziczków niedługo pewnie jeszcze wrócę, bo ostatnio udało mi się przygarnąć całkiem spory ich zapas i to dawnej, porządnej produkcji, nie to co współczesna chińszczyzna...). Taki niestety trafił mi się tylko jeden, więc kociak drugie oko figlarnie przymrużył :-)


Z tej samej włóczki, niejako siłą rozpędu ;-) powstał komplet kuchennych podkładek obrobionych zielonym łańcuszkiem - duża pod gorący dzbanek i sześć mniejszych pod kubeczki...


A na koniec biżutki: kolczyki w kolorze kocich oczu i szydełkowo-koralikowa kocia zawieszka.
 

-(-@

Wiem, że przesyłka dotarła i spodobała się, bowiem maila zwrotnego otrzymałam bardzo szybko... Czego niestety nie mogę powiedzieć o wyczekiwanej przeze mnie wymiankowej paczuszce... AgKe zwodziła mnie do końca wakacji, ale mojego wrześniowego maila oraz październikowy komentarz na jej blogu zupełnie już zignorowała. Zrobiło mi się z tego powodu bardzo przykro. Ale ponieważ głęboko wierzę w ludzi, wciąż miałam nadzieję, że moja para wywiąże się z obietnicy...

Niestety, próby nawiązania kontaktu z AgKe przez organizatorkę wymianki, czyli Anię Jurę, również nie przyniosły rezultatu. Ania zamieściła w jednym ze swoich postów stosowną wzmiankę na ten temat, więc ja również postanowiłam opublikować wymiankowego posta, który czekał już tyle miesięcy...

-(-@  

czwartek, 8 listopada 2012

Akcja "Kupujmy nasze rękodzieło"

"Akcja "Kupujmy nasze rękodzieło" ma na celu przypomnieć wszystkim, żebyśmy pamiętali o rodzimych wytwórcach, wspierali nasz krajowy rynek i kupowali przedmioty od naszych polskich rękodzielników - czyli przedmioty oryginalne, wartościowe, artystyczne, wykonywane często w pojedynczych egzemplarzach.

Pamiętajmy o artystach, twórcach, którzy poświęcili wiele czasu na to, żeby poznać daną technikę, nauczyć się jej, poświęcają czas, żeby stworzyć coś niepowtarzalnego, nietuzinkowego, pięknego i DOKŁADNIE WYKONANEGO, nie okupionego pracą małych rączek...

Basta chińszczyźnie - kupujmy nasze rękodzieło!


Chcemy Was zarazić tą akcja, prosić, żeby ten, kto chce, kto się z tym zgadza, podał dalej. Możecie, a wręcz prosimy Was o kopiowanie tego obrazka i tekstu powyżej i wklejania na swoich blogach. Mówcie o tej akcji swoim znajomym, zmieńmy mentalność Polaków. Nie jest to pierwsza taka akcja, ale warto takie myślenie promować, prawda?"

Powyższy tekst oraz baner pochodzą z bloga dom mokoszy.

Popieram apel, więc podaję dalej :-)

-(-@

poniedziałek, 22 października 2012

Chwila oddechu i jeżynkowy komplecik od Oli

Przeżyłam kolejny maraton w pracy - trzydzieści godzin lekcyjnych konsultacji w ciągu dwóch weekendowych dni. Co prawda już w sobotę wieczorem głos zaczął odmawiać mi posłuszeństwa, ale przyjemność ze spotkania tak wielu sympatycznych osób, którym choć w niewielkim stopniu mogę pomóc, rekompensuje bardzo wiele! Jednym słowem: przetrwałam... A ponieważ potrzebuję teraz chwili oderwania się od codzienności, postanowiłam zajrzeć do blogowego świata i napisać choć kilka słów :-))

Najpierw podziękowania: w ostatnim czasie udało mi się wygrać candy u Oli z bloga http://pikotki.blogspot.com/. Nagrodą były kolczyki i wisiorek uplecione z drobniusieńkich koralików - na pierwszy rzut oka czarnych, ale w rzeczywistości mieniących się wszystkimi kolorami tęczy. Od razu skojarzyły mi się z jeżynkami, przywołując jednocześnie miłe wspomnienia z dzieciństwa - jeżynowe zarośla miałam właściwie tuż za oknem :-)) Strasznie się ucieszyłam, gdy okazało się, że trafią właśnie do mnie!

Na prezencik musiałam jednak trochę poczekać, bo Ola do zawieszki obiecała jeszcze wire-wrapową literkę, której nie mogła przygotować przed losowaniem, nie znając imienia szczęśliwego zwycięzcy. Przesyłka dotarła do mnie pod koniec ubiegłego tygodnia. Szkoda, że nie robiłam zdjęć każdej warstwy, którą była zabezpieczona ;-), ale w końcu udało mi się ją otworzyć i oto co zawierała:


Coś słodkiego i kilka miłych słów... A w pomysłowym kartonowym pudełeczku - wykonanym techniką origami - ukryte były moje upragnione biżutki. Ukłony dla Oli za cierpliwość - zarówno jeżeli chodzi o misterną koralikową plecionkę (tworzące ją drobinki w rzeczywistości okazały się mniej więcej o połowę mniejszych rozmiarów niż to sobie wyobrażałam...), jak i literkę, która bardzo mi się spodobała!!


Oczywiście komplecik założyłam od razu do pracy :-)) I czułam się w nim wspaniale!

-(-@

A teraz kilka moich drobiazgów, bo aż wstyd, że tak rzadko pojawia się u mnie coś nowego... Tym razem dwa wisiorki - można powiedzieć śmieciuszkowe, bo wykonane naprawdę z ostatnich koralików, które plątały mi się po szkatułce.



A po głowie zaczyna chodzić mi coś na jesienne wyzwania - u Gosi stare pianino i w Klubie Twórczych Mam... Nareszcie, bo myślałam, że  wena opuściła mnie na dobre ;-))

-(-@

poniedziałek, 15 października 2012

Złota polska jesień i mój pierwszy Dzień Nauczyciela

Korzystając z tego, że wróciłam wczoraj z zajęć na uczelni dużo wcześniej niż początkowo planowałam, a pogoda naprawdę dopisała, wybrałam się do pobliskiego lasu na jesienny spacer. Oczywiście z aparatem :-)

 
 




Nie pytajcie, ile takich pięknych liści przyniosłam do domu ;-) Wiekowe wiersze Brzechwy (oczywiście z odzysku) wspaniale nadają się do ich suszenia (nowsze książki mają często za śliski, nie przepuszczający powietrza papier i próby suszenia - np. do zielników moich chłopaków, różnie się niestety kończyły...) Za to Brzechwa jest idealny!
 
  -(-@

No i mam już za sobą mój pierwszy Dzień Nauczyciela! Mimo, że jeszcze tym nauczycielem nie jestem... Ale już coraz, coraz bliżej :-) W związku z tym, że święto wszystkich pedagogów przypadało w tym roku w niedzielę, już w piątek wszystkie trzy - obie panie nauczycielki i ja - zostałyśmy obdarowane uroczymi dowodami wdzięczności od dzieci z naszej przedszkolnej gromadki, czyli "Słoneczek" oraz ich rodziców.


Jakiś czas temu podziwiałam bajeczną kolekcję filiżanek Iz, (właściwie to jej drobną cząstkę) i cichutko zazdrościła, a tymczasem teraz sama dostałam śliczną malutką filiżaneczkę w urocze czarno-białe groszki.


To druga, jaką mam w posiadaniu - pierwszą ozdobioną różanymi wzorami w odcieniach fioletu sprezentowały mi kilka lat temu przyszłe sekretarki na zakończenie szkolenia przygotowującego je do wykonywania tego zawodu. Tylko tak dobrze ją schowałam, że nie mogę znaleźć :-(

Co prawda nie można tego nazwać kolekcją, ale cieszą oko. I serce... 
Ach! Żebym jeszcze miała je  gdzie wyeksponować...

-(-@

czwartek, 4 października 2012

Byle do wiosny...

Zaczynam mieć straszne zaległości - nie tylko w prowadzeniu własnego bloga i zaglądaniu na Wasze, ale zwyczajnie w życiu... Pracuję, jem, śpię, od czasu do czasu usiądę do nauki (która też jakoś mi nie idzie) i... to by było na tyle... Na więcej nie mam obecnie ani czasu ani energii. 

Może w pewnym stopniu odpowiedzialne za to jest jesienne przesilenie oraz osłabienie po chorobie - zetknięcie się z przedszkolnymi bakteriami doprowadziło do tego, że już w drugim tygodniu pracy rozłożyła mnie angina i skończyło się na antybiotyku :-( Postanowiłam zapobiec kolejnym takim niespodziankom więc przez następne trzy miesiące czeka mnie kuracja uodparniająca - mam nadzieję, że poskutkuje...

A żeby na blogu coś się działo, pokaże dziś naszyjnik, który co prawda powstał już jakiś czas temu, ale jak dotąd nie miałam okazji go ani pokazać, ani założyć. Ale myślę, że gdy niedługo zrobi się naprawdę zimno, do gładkiego golfiku będzie jak znalazł... Jest puchaty i mięciutki, gdyż powstał z połączenia naturalnego bladoróżowego kamienia (niestety nie wiem jakiego, w każdym razie jest to pamiątka po babci...) i fantazyjnej, włochatej włóczki w kilku odcieniach różu.


Pozdrawiam moich wiernych obserwatorów :-) Mam nadzieję, że pomożecie mi przetrwać te kilka trudnych miesięcy, które jeszcze przede mną i pozostaniecie, pomimo moich coraz dłuższych nieobecności. 

Byle do wiosny!
-(-@

niedziela, 16 września 2012

Finał wymianki księżycowej

Wczoraj minął termin, przed upływem którego wymiankowe paczuszki powinny trafić do swoich nowych właścicieli. Te dwie na pewno dotarły, więc już dziś przystępuję do prezentacji - obawiam się bowiem, że po niedzieli może zabraknąć mi czasu :-(

Pomysłodawczynią księżycowej wymianki była Luna z bloga decupazoweuroczysko.blogspot.com, a moją parą wymiankową - wszechstronnie utalentowana dziewczyna, prowadząca kulinarnego bloga Co by tu zjeść (dla mnie bardziej zaawansowana kuchnia to niestety czarna magia...), a od niedawna także bajecznie kolorowy zakątek robótkowy Na górze róże. A oto, co przygotowałam inspirując się zaproponowanym przez Lunę wymiankowym motywem...

Księżycowo-obłoczkowa aplikacja chodziła mi po głowie od samego początku zabawy. Tylko natchnienia do szycia brakowało... Dobrze, że wróciło, zanim upłynął termin wysłania paczuszki... Podobno księżycowa podusia najbardziej przypadła do gustu synkowi mojej pary :-))


Dodałam też komplecik biżuterii - kolczyki i wisiorek z połączenia akrylowych kryształków oraz szarych kuleczek z delikatnym perłowym połyskiem...


...i drugie kolczyki - tym razem w kształcie zachodzących na siebie cieniutkich, księżycowych rogalików, z maleńkich szklanych koralików na wygiętych szpilkach.


Do tego była oczywiście kawka, herbatka, zdrowe słodkości oraz przydasie - serwetki do decu, kolorowa koronka i mieniące się tęczowo koraliki. I krótki liścik z pozdrowieniami...


Do mnie natomiast dotarła taka oto przesympatycznie zapakowana przesyłka - wielka ciekawość dopadła w pierwszej kolejności mojego młodszego syna ;-)


A wewnątrz...


Piękna malowana sowa, która jest chyba motywem najbardziej charakterystycznym dla mojej wymiankowej pary :-) Zawisła w pokoju chłopców, wysoko na ścianie nad biurkiem, ale bardzo chętnie przeprowadziłabym ją do kuchni -  świetnie pasowałaby mi tutaj kolorystycznie :-)


Własnoręcznie zdobione świeczki, przypominające rozgwieżdżone nocne niebo - "dla oświecenia wieczorów w blasku księżyca" - jak to ładnie ujęła moja para :-))


A do tego... słoiczek paprykowo-pomidorowego ketchupu domowej produkcji, który już zupełnie mnie rozczulił, jako że sama na coś takiego raczej bym się nie porwała (przy moich zdolnościach kulinarnych po prostu szkoda byłoby mi tych niczemu niewinnych warzywek...)


Całości dopełniało coś dla ciała, czyli mleczko nawilżające oraz przydasie w postaci sporego kawałka drobnego sztruksu w delikatnie lilowym kolorze...

 -(-@

Jednym słowem wymianka jak najbardziej udana! Bardzo dziękuję mojej parze - Na górze róże, za upominki i sympatyczny kontakt podczas trwania zabawy :-) A także organizatorce, czyli Lunie, która, jak sama twierdzi, długo bez wymianek  żyć nie może - i bardzo dobrze, bo tematy wymyśla fantastyczne!!! 

Ja niestety z wymiankami będę musiała trochę przystopować, ale mam nadzieję, że chociaż raz na jakiś czas uda mi się zorganizować czasowo na tyle, aby wziąć udział w wymiankowej zabawie. Na razie po powrocie z pracy i zrobieniu obiadu najchętniej położyłabym się spać... Ale liczę na to, że mój organizm w miarę szybko przystosuje się do nowego rytmu życia i nadchodzące długie jesienno-zimowe wieczory uda mi się bardziej twórczo wykorzystać :-)) Pozdrawiam!

-(-@

sobota, 15 września 2012

Kolorowy "uśmiech na koniec lata"

A właściwie to nawet sporo tych uśmiechów :-)) Jeden od Iwonki w postaci słodkiej szydełkowej ośmiorniczki i ręcznie malowanej karteczki z podziękowaniami za udział w candy...



Ośmiorniczka - jako że jest w ulubionym kolorze mojego starszego syna - zawisła przy regale w pokoju chłopców (wspólnie z dużo mniej skomplikowaną kuzynką mojej produkcji...). Karteczka zaś stoi za szybą razem z innymi moimi skarbami i... może mnie też w końcu zmotywuje do rysowania...?


-(-@

A pozostałe uśmiechy? Są od gromadki przedszkolaków, których pomagam doglądać od poniedziałku oraz od moich własnych dzieci, które rano przy śniadaniu życzą mi miłej pracy, a po południu witają wracającą - zmęczoną, ale mimo wszystko szczęśliwą :-)) 

Co prawda ośmiogodzinny dzień pracy (a bardziej chyba czterdziestogodzinny tydzień!) to dla mnie nowość, gdyż jak dotąd miałam dość elastyczny, a dokładniej weekendowo-zarywowy ;-) rytm pracy, ale podobno do wszystkiego można się przyzwyczaić - przynajmniej mam taką nadzieję... Zwłaszcza, że jest to spory krok we właściwym kierunku, który z pełną świadomością obrałam już jakiś czas temu :-)

-(-@

niedziela, 9 września 2012

Finał zagadkowego candy i... przerwa w blogowaniu

Trochę to trwało, bo i termin wysyłania odpowiedzi był dość długi, i na zgłoszenie się zwycięzcy czekałam bardzo cierpliwie... A gdy wreszcie - kilka dni temu, po miesiącu ciszy - zmieniłam zasady na "kto pierwszy, ten lepszy", przygotowane z tej okazji słodkości z mistrzowską szybkością upolowała Diana z bloga http://divianaart.blogspot.com/. Wiem, że przesyłka już do niej dotarła, więc mogę zaprezentować, co było nagrodą:


Woreczek na kobiece drobiazgi z aplikacją ozdobioną transferem ( z którym wciąż eksperymentuję, podobnie jak z maszyną do szycia, ale myślę, że z całkiem niezłym skutkiem :-) )...


...oraz komplecik szydełkowej biżuterii - naszyjnik i kolczyki - w ciepłych, letnich kolorkach (tylko zdjęcia niestety wyszły kiepskiej jakości...).


Cieszę się, że upominki się podobają i mam nadzieję, że będą dobrze służyły nowej właścicielce. Następne candy - tym razem z okazji moich urodzin - planuję pod koniec roku, więc już teraz serdecznie zapraszam :-))

-(-@

A na koniec garstka trochę ambiwalentnych wiadomości. Obawiam się, że na jakiś czas zniknę z blogowego świata. No, nie tak zupełnie, bo od czasu do czasu postaram się zaglądać, żeby sprawdzić, co się u Was dzieje i skrobnąć parę słów. Może też pokażę kilka swoich tworów, bo w przysłowiowej szufladzie czeka ich jeszcze sporo... Ale podejrzewam, że na nowe robótki może zabraknąć mi czasu :-(

Z tego samego powodu moje Kochanie wyjechało wczoraj (samo!) podziwiać jesienne, tatrzańskie krajobrazy - w tym Czerwone Wierchy odziane w barwę, która dała im tę nazwę... Planowaliśmy ten wypad wspólnie - taki przedłużony weekend na pożegnanie wakacji (dwa lata temu w analogicznym czasie za cel obraliśmy znacznie bliższe nam geograficznie Góry Świętokrzyskie, zwiedzając po drodze ruiny okolicznych zamków), ale jeden piątkowy telefon wywrócił wszystko do góry nogami...

A teraz zdradzę Wam powód tej nagłej rewolucji w naszym życiu: dostałam pracę, o którą starałam się latem!! Może niezupełnie w takim charakterze, jaki mi się marzył, ale dopóki nie mam pełnych kwalifikacji (czyli dyplomu, którego będę bronić zimą), nie mogę narzekać i wybrzydzać. Ważne jest miejsce - ciche, spokojne, urokliwe i to, że jest to praca z dziećmi :-)) 

W poniedziałek czeka mnie jeszcze cała masa formalności. Biorąc jednocześnie pod uwagę, że do końca roku wciąż jestem zatrudniona w dotychczasowej firmie, gdzie przede mną kilkadziesiąt godzin konsultacji i drugie tyle wypełniania dokumentów, a za trzy tygodnie październik, więc dodatkowo zaczynają mi się zjazdy na uczelni - pisanie prac i wkuwanie do nadchodzącego egzaminu, to obawiam się, że czas na inne zajęcia skurczy mi się niemiłosiernie...

Ale wiecie co? Jestem strasznie podekscytowana!!! I bardzo się cieszę z tej nowej pracy :-))  I w tej atmosferze na razie Was zostawiam... Pozdrawiam serdecznie :-)

-(-@

sobota, 8 września 2012

Ludowe śliczności od Modrak :-)

Na sam koniec wakacji spotkała mnie bardzo miła niespodzianka w postaci wygranego candy z motywem ludowym w Modrak cafe. Przesyłka, która wczoraj do mnie dotarła, zawierała takie oto śliczności (niektóre były zupełnym zaskoczeniem!)


Śliczny mlecznik ozdobiony kaszubskimi motywami! Kawę pijam prawie wyłącznie zbożową i obowiązkowo z mlekiem, więc dzbanuszek na pewno się przyda :-)


Malowany gliniany dzwoneczek - dołączył do naszej domowej kolekcji :-)


 Drewniane korale są po prostu bajeczne, a kolczyki - w cudownym odcieniu błękitu :-)

Do tego był jeszcze mały biżutek dla mojej komórki :-) Strasznie się cieszę z tej wygranej, bo kolorystyka naszych ludowych strojów i ozdób zawsze mnie fascynowała, a dodatkowo przywoływała wspomnienia z dzieciństwa... Bardzo dziękuję Modrak za tę wspaniałą zabawę :-)