Prawa autorskie

Wszystkie rękodzieła, wzory, opisy, projekty oraz inne zdjęcia zamieszczone w tym blogu, są mojego autorstwa i stanowią moją własność (chyba, że wyraźnie zaznaczę inaczej), w związku z czym ich kopiowanie, publikowanie (w całości lub w części), czy też wykorzystywanie w jakikolwiek inny sposób bez mojej zgody jest zabronione, gdyż stanowi naruszenie praw autorskich (Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83). Ar_nika-(-@
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sycie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sycie. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 22 czerwca 2014

Poduszka niespodzianka

Przy okazji szykowania wczorajszego posta z serii remontowo-adaptacyjnej, przypomniała mi się poduszeczka, jaką przygotowałam swego czasu w prezencie dla mojego mężczyzny. 

Z jednej strony wygląda tak, że nie potrzebuje opakowania ;-)


A z drugiej - typowo męska niespodzianka, czyli odrobina erotyki 
(pod postacią szybkiego haftu wykonanego ściegiem sznureczkowym).


Wierzchnia warstwa jest zdejmowana ;-)


-(-@

sobota, 21 czerwca 2014

Zaproszenie do... sypialni ;-)

Czyli mówiąc krótko: "ekstremalne wykorzystanie przestrzeni" ;-)

Na początek fragment ściany... Gdy wpadł mi w ręce ten - całkiem sporych rozmiarów - kawałek tkaniny w iście królewski deseń, wiedziałam że "to jest to"!


 Według pierwotnej koncepcji ozdobne pasy miały mieć układ pionowy, ale po dokładnych obliczeniach okazało się, że zasłonka musiałaby się wtedy składać z trzech części (ewentualnie z dwóch, ale bez przymarszczenia - co zupełnie nie wchodziło w grę!), więc ostatecznie pasy zawisły poziomo, a zasłonki są dwie :-)


Tak natomiast wygląda podłoga:
(proszę nie regulować odbiorników - zdjęcie nie jest do góry nogami!)


A teraz widok "ściany" od strony wewnętrznej... Na metalowych wspornikach (które z jednej strony mocują łóżko do sufitu, z drugiej - chronią nas przed wypadnięciem wprost na kuchenny stół stojący poniżej...) widać mocowania do składanej półeczki pod laptopa - w planach ;-)


 U wezgłowia łóżka znalazło się miejsce na całkiem pojemną roletową szafeczkę oraz kolekcję moich robótkowych kuferków i przyborników. Zwykle odkładam tam także czytane właśnie książki, okulary i (niestety...) telefon z ustawionym na rano budzikiem.


Kawałek wolnej przestrzeni z drugiej strony materaca (tzn. tuż przy wejściu) objął w posiadanie mój mężczyzna, więc - jak to zwykle bywa w podobnych przypadkach - nie nadaje się ona do wystawienia na widok publiczny ;-)

-(-@

A propos książek: moja domowa biblioteczka powiększyła się właśnie o kolejną pozycję, którą udało mi się ostatnio wygrać w candy u Natanny. Przejrzałam ją szybciutko i - tak jak się spodziewałam - przyda mi się zarówno w domu, jak i w przedszkolu. Serdecznie dziękuję :-))


-(-@

Wracając do tematów mieszkaniowych: do pełni szczęścia, czyli możliwości czytania lub dziergania w łóżku, brakuje mi jeszcze odpowiedniego oświetlenia, ale nad tym też już oboje pracujemy... Moje Kochanie główkuje nad kwestiami technicznymi, ja natomiast próbuję zadbać o estetykę...


A teraz pokażę Wam wejście - czyli mówiąc ściślej drabinkę - do naszej sypialni 
(tak, tak, dobrze widzicie - znajdującej się tuż nad lodówką ;-))


Hmmmm... Po chwili zastanowienia doszłam do wniosku, że ta nasza wisząca pod sufitem "sypialnia" - pomimo swoich dość pokaźnych gabarytów (285x100x75cm) - chyba kwalifikuje się do ogłoszonej przez Asię akcji Projekty dla domu ;-) ?


Niedługo postaram się pokazać nasze kolejne modernizacje...

-(-@

wtorek, 12 listopada 2013

Finał wymianki w stylu vintage

Nadszedł finał kolejnej wymianki, na udział w której znów skusiłam się u Luny z Decoupagowego Uroczyska :-) Moją parą została Iza z Wytwórni Rzeczy Miłych, specjalistka od decoupagu. Aby zminimalizować ryzyko nieporozumień i ułatwić trafienie w gusta wymiankowej partnerki, Iza poprosiła wszyskich chętnych do udziału w zabawie o przesłanie swoich preferencji odnośnie oczekiwanego prezentu - począwszy od kolorystyki, poprzez techniki, aż po preferowane motywy. I choć lista na pierwszy rzut oka mogła wyglądać nieco przerażająco (zniechęcająco ?), uważam ją za świetny pomysł! Choć przyznaję, że wypisanie wszystkiego (no, powiedzmy...), co mi się marzy (a także czego nie chciałabym zobaczyć w wymiankowej paczuszce) zajęło mi trochę czasu... Ale dzięki temu obie z moją parą jesteśmy zadowolone :-)

Ulubione kolory mojej pary to niebieski i szary, więc starałam się utrzymać upominki w tej tonacji. Głównym prezentem stał się komplet biżuterii, składający się z naszyjnika i kolczyków. Dla mnie styl wintage w biżuterii kojarzy się z kolorem starego złota albo perłami. Do szydełkowych kulek w kolorze granatu (w realu jest dużo ciemniejszy...) zdecydowanie pasowały te ostatnie!


Udało mi się nawet dobrać do nich wstążkę w identycznym, kremowym odcieniu. Mam nadzieję, że będą się dobrze nosiły :-) Iza napisała w preferancjach, że nie nosi korali, ani wisiorów, bo... nie ma ładnych (ale jak ktoś chce, może zrobić....) Miałam więc niezłą tremę przygotowując wymiankowe upominki i tym bardziej jestem szczęśliwa, że komplecik się spodobał :-)



Uszyłam też dwa woreczki na drobiazgi z płótna w kolorze ecru, a w charakterze tunelików na wstążkę użyłam kawałków bawełnianej koronki.


Dorzuciłam jeszcze jedne kolczyki: niebieskie szydełkowe kwiatuszki, które połączyłam z drobnymi koralikami w kolorze starej miedzi.

 
Do tego oczywiście coś słodkiego, kawka, herbatka oraz decoupagowe przydasie :-)


-(-@

A dziś mogę już pochwalić się upominkami, które otrzymałam. Otworzenie paczuszki i obfotografowanie jej zawartości było pierwszą rzeczą jaką zrobiłam po powrocie z pracy - zanim dokończyłam obiad i posadziłam rodzinkę przy stole, który służył mi jako tło ;-)

W paczuszce znalazłam same cudeńka! Przede wszystkim decoupagową szkatułkę utrzymaną w tonacji błękitu i zieleni... Jest przepiękna! Naprawdę widać rękę mistrzyni tej techniki...


 W środku kryły się kolejne niespodzianki...


 Dwa serduszka ozdobione tą samą techniką, które z przyjemnością zawieszę na tegorocznej choince :-)


 A także makramowa bransoletka z różyczką (muszę od czasu do czasu uśmiechnąć się do siostry, która ma kolczyki z taką samą - tworzyłyby piękny komplet ;-)


 A tak prezentowała się całość przesyłki:


Zdziwił mnie rozmiar szydełka... Dotychczas byłam pewna, że występują w przedziale co 0,25 cm, a tymczasem dostałam... 0,85! Będzie w sam raz do grubszego kordonka, z którym moje ukochane 0,5 nie zawsze sobie radzi :-)

-(-@

Serdecznie dziękuję - zarówno mojej parze, przed której kunsztem chylę czoła, jak i organizatorce zabawy - wymianki u Ciebie Sylwio to czysta przyjemność :-))

-(-@

sobota, 6 kwietnia 2013

Wiosno, wiosno, wiosno, ach gdzież ty?

Myślę, że Wam też brakuje odrobiny zieleni i w ogóle koloru... A tymczasem zamiast najzwyklejszej trawy na łąkach wciąż zalega szare pośniegowe błoto :-( Może, jeśli wszyscy zaczniemy zaklinać wiosnę, to w końcu uda się ją przywołać? Warto spróbować...

Ja przetestuję, czy uda się to zrobić przy pomocy naszyjnika...

...broszki...

...i torby - takiej w sam raz za wiosenny piknik ;-)

Może dołączycie do nas w Klubie Twórczych Mam lub u Wioli i razem wyczarujemy wiosnę?



-(-@

A wracając do wstępu mojego dzisiejszego posta: czasami zanim czegoś nie spróbujemy, nawet nie podejrzewamy, jaka siła w nas drzemie... I na dodatek może dać o sobie znać w najbardziej zaskakującym (i nie zawsze odpowiednim) momencie. Tak, jak przytrafiło się to Sonei - młodej dziewczynie, która nagle przekonuje się, że posiada bardzo silną magiczną moc. Dla niewtajemniczonych: jest to główny wątek Trylogii Carnego Maga autorstwa Trudi Canavan. 


 (zdjęcie pochodzi ze strony fanklubu Trudi Canavan pod adresem  

Serię te czytał najpierw mój starszy syn - gdy dwa lata wstecz dostał pierwszy tom stwierdził, że po raz pierwszy naprawdę trafiłam z prezentem gwiazdkowym (niestety, nigdy nie byłam w tym dobra :-(, zwłaszcza, jeżeli chodzi o najbliższych...). A gdy jakiś czas temu mnie choroba zmorzyła na tyle, że nie miałam siły ani ochoty nawet na robótki, w kilka dni pochłonęłam opasłe tomisko i... szybko sięgnęłam po kolejne (czas na lekturę znajdowałam nawet podczas piętnastominutowych zabiegów fizjoterapeutycznych, których serię zaliczyłam przed świętami).

Te książki pozwalają naprawdę odpłynąć. I uwierzyć we wszystko!

-(-@

PS. Ale się dziś rozpisałam... Oj, nazbierało się trochę ;-)

niedziela, 16 września 2012

Finał wymianki księżycowej

Wczoraj minął termin, przed upływem którego wymiankowe paczuszki powinny trafić do swoich nowych właścicieli. Te dwie na pewno dotarły, więc już dziś przystępuję do prezentacji - obawiam się bowiem, że po niedzieli może zabraknąć mi czasu :-(

Pomysłodawczynią księżycowej wymianki była Luna z bloga decupazoweuroczysko.blogspot.com, a moją parą wymiankową - wszechstronnie utalentowana dziewczyna, prowadząca kulinarnego bloga Co by tu zjeść (dla mnie bardziej zaawansowana kuchnia to niestety czarna magia...), a od niedawna także bajecznie kolorowy zakątek robótkowy Na górze róże. A oto, co przygotowałam inspirując się zaproponowanym przez Lunę wymiankowym motywem...

Księżycowo-obłoczkowa aplikacja chodziła mi po głowie od samego początku zabawy. Tylko natchnienia do szycia brakowało... Dobrze, że wróciło, zanim upłynął termin wysłania paczuszki... Podobno księżycowa podusia najbardziej przypadła do gustu synkowi mojej pary :-))


Dodałam też komplecik biżuterii - kolczyki i wisiorek z połączenia akrylowych kryształków oraz szarych kuleczek z delikatnym perłowym połyskiem...


...i drugie kolczyki - tym razem w kształcie zachodzących na siebie cieniutkich, księżycowych rogalików, z maleńkich szklanych koralików na wygiętych szpilkach.


Do tego była oczywiście kawka, herbatka, zdrowe słodkości oraz przydasie - serwetki do decu, kolorowa koronka i mieniące się tęczowo koraliki. I krótki liścik z pozdrowieniami...


Do mnie natomiast dotarła taka oto przesympatycznie zapakowana przesyłka - wielka ciekawość dopadła w pierwszej kolejności mojego młodszego syna ;-)


A wewnątrz...


Piękna malowana sowa, która jest chyba motywem najbardziej charakterystycznym dla mojej wymiankowej pary :-) Zawisła w pokoju chłopców, wysoko na ścianie nad biurkiem, ale bardzo chętnie przeprowadziłabym ją do kuchni -  świetnie pasowałaby mi tutaj kolorystycznie :-)


Własnoręcznie zdobione świeczki, przypominające rozgwieżdżone nocne niebo - "dla oświecenia wieczorów w blasku księżyca" - jak to ładnie ujęła moja para :-))


A do tego... słoiczek paprykowo-pomidorowego ketchupu domowej produkcji, który już zupełnie mnie rozczulił, jako że sama na coś takiego raczej bym się nie porwała (przy moich zdolnościach kulinarnych po prostu szkoda byłoby mi tych niczemu niewinnych warzywek...)


Całości dopełniało coś dla ciała, czyli mleczko nawilżające oraz przydasie w postaci sporego kawałka drobnego sztruksu w delikatnie lilowym kolorze...

 -(-@

Jednym słowem wymianka jak najbardziej udana! Bardzo dziękuję mojej parze - Na górze róże, za upominki i sympatyczny kontakt podczas trwania zabawy :-) A także organizatorce, czyli Lunie, która, jak sama twierdzi, długo bez wymianek  żyć nie może - i bardzo dobrze, bo tematy wymyśla fantastyczne!!! 

Ja niestety z wymiankami będę musiała trochę przystopować, ale mam nadzieję, że chociaż raz na jakiś czas uda mi się zorganizować czasowo na tyle, aby wziąć udział w wymiankowej zabawie. Na razie po powrocie z pracy i zrobieniu obiadu najchętniej położyłabym się spać... Ale liczę na to, że mój organizm w miarę szybko przystosuje się do nowego rytmu życia i nadchodzące długie jesienno-zimowe wieczory uda mi się bardziej twórczo wykorzystać :-)) Pozdrawiam!

-(-@

niedziela, 9 września 2012

Finał zagadkowego candy i... przerwa w blogowaniu

Trochę to trwało, bo i termin wysyłania odpowiedzi był dość długi, i na zgłoszenie się zwycięzcy czekałam bardzo cierpliwie... A gdy wreszcie - kilka dni temu, po miesiącu ciszy - zmieniłam zasady na "kto pierwszy, ten lepszy", przygotowane z tej okazji słodkości z mistrzowską szybkością upolowała Diana z bloga http://divianaart.blogspot.com/. Wiem, że przesyłka już do niej dotarła, więc mogę zaprezentować, co było nagrodą:


Woreczek na kobiece drobiazgi z aplikacją ozdobioną transferem ( z którym wciąż eksperymentuję, podobnie jak z maszyną do szycia, ale myślę, że z całkiem niezłym skutkiem :-) )...


...oraz komplecik szydełkowej biżuterii - naszyjnik i kolczyki - w ciepłych, letnich kolorkach (tylko zdjęcia niestety wyszły kiepskiej jakości...).


Cieszę się, że upominki się podobają i mam nadzieję, że będą dobrze służyły nowej właścicielce. Następne candy - tym razem z okazji moich urodzin - planuję pod koniec roku, więc już teraz serdecznie zapraszam :-))

-(-@

A na koniec garstka trochę ambiwalentnych wiadomości. Obawiam się, że na jakiś czas zniknę z blogowego świata. No, nie tak zupełnie, bo od czasu do czasu postaram się zaglądać, żeby sprawdzić, co się u Was dzieje i skrobnąć parę słów. Może też pokażę kilka swoich tworów, bo w przysłowiowej szufladzie czeka ich jeszcze sporo... Ale podejrzewam, że na nowe robótki może zabraknąć mi czasu :-(

Z tego samego powodu moje Kochanie wyjechało wczoraj (samo!) podziwiać jesienne, tatrzańskie krajobrazy - w tym Czerwone Wierchy odziane w barwę, która dała im tę nazwę... Planowaliśmy ten wypad wspólnie - taki przedłużony weekend na pożegnanie wakacji (dwa lata temu w analogicznym czasie za cel obraliśmy znacznie bliższe nam geograficznie Góry Świętokrzyskie, zwiedzając po drodze ruiny okolicznych zamków), ale jeden piątkowy telefon wywrócił wszystko do góry nogami...

A teraz zdradzę Wam powód tej nagłej rewolucji w naszym życiu: dostałam pracę, o którą starałam się latem!! Może niezupełnie w takim charakterze, jaki mi się marzył, ale dopóki nie mam pełnych kwalifikacji (czyli dyplomu, którego będę bronić zimą), nie mogę narzekać i wybrzydzać. Ważne jest miejsce - ciche, spokojne, urokliwe i to, że jest to praca z dziećmi :-)) 

W poniedziałek czeka mnie jeszcze cała masa formalności. Biorąc jednocześnie pod uwagę, że do końca roku wciąż jestem zatrudniona w dotychczasowej firmie, gdzie przede mną kilkadziesiąt godzin konsultacji i drugie tyle wypełniania dokumentów, a za trzy tygodnie październik, więc dodatkowo zaczynają mi się zjazdy na uczelni - pisanie prac i wkuwanie do nadchodzącego egzaminu, to obawiam się, że czas na inne zajęcia skurczy mi się niemiłosiernie...

Ale wiecie co? Jestem strasznie podekscytowana!!! I bardzo się cieszę z tej nowej pracy :-))  I w tej atmosferze na razie Was zostawiam... Pozdrawiam serdecznie :-)

-(-@

poniedziałek, 3 września 2012

Finał wymianki turkusowo-zielonej

Pomysłodawczynią zabawy była tym razem Hanka z bloga "Moje anielskie skarby". A teraz prezentacja wymiankowych upominków... Na początek turkusowo-zielony zestaw, który wysłałam mojej wymiankowej parze, czyli AgapeArt.


Okazało się, że AgapeArt uwielbia torby-worki, zwłaszcza w kwiatowe wzory, więc uszyłam dla niej następującą (nawiasem mówiąc dość pokaźnych rozmiarów, a na dodatek pierwszą w swoim życiu, więc na pewno nie jest idealna, ale chyba wyszła całkiem nieźle...) Wzór torby znalazłam w sieci. Nie jestem w stanie dotrzeć, czyjego jest autorstwa, bo korzysta z niego sporo osób... Nie miałam natomiast pomysłu na zapięcie, więc w końcu stanęło na szydełkowym. Zastanawiam się nad zrobieniem tutorialu, bo efekt jest dość ciekawy, a wykonanie zapięcia nie takie znowu trudne... Może komuś by się przydał?


Do tego wydziergałam dopasowany kolorystycznie zestaw szydełkowej biżuterii, składający się z naszyjnika na szyfonowej wstążeczce oraz kolczyków...


...dołożyłam też maleńkie kolczyki z naturalnych turkusowych kuleczek z dodatkiem koralików crackle...


...oraz trochę słodkości i przydasiów - w tym długi pasek tej samej tkaniny, z której uszyta została torba (AgapeArt chciała zrobić sobie z niego korale do kompletu :-) )
 
A oto turkusowo-zielony zestaw, który otrzymałam w zamian:
 

Kolczyki i naszyjnik z drewnianych kulek własnoręcznie malowanych przez AgapeArt w ukochane przeze mnie góralskie wzory :-)  - ten komplecik chyba najbardziej przypadł mi do gustu...

...kolejne kolczyki - tym razem drewniane koła w podobnej tonacji kolorystycznej...



...oraz sutaszowy komplecik w odcieniach turkusu, składający się z kolczyków i wisiora...


-(-@

Tradycyjnie jednak, bez krótkiej refleksji na koniec tym razem również się nie obejdzie... Po rożnych dziwnych wymiankowych perypetiach, które mnie dotąd spotkały, postanowiła podejść do tematu konkretnie i... zaproponowałam mojej parze podzielenie się wskazówkami, co do upragnionych upominków :-). AgapeArt ten pomysł również się spodobał, więc w kilku mailach wymieniłyśmy się swoimi oczekiwaniami...
 
Szkoda tylko, że jedna z moich wskazówek nie została wzięta pod uwagę... Marzyłam bowiem o kompleciku w góralskie kwiaty malowane na morskim tle ;-(. Czarną, czerwoną, zieloną i niebieską biżuterię widziałam już bowiem wielokrotnie i nie mogę powiedzieć, żeby mi się nie podobała... Wręcz przeciwnie - uwielbiam takie motywy! Teraz jednak - korzystając z niepowtarzalnej okazji otrzymania podobnej, wykonanej specjalnie dla mnie - zapragnęłam mieć taką w nieco innej, zdecydowanie rzadziej spotykanej kolorystyce... Tym bardziej, że taka szansa może się więcej nie powtórzyć :-(. Soczysta zieleń, której użyła AgapeArt również mi się podoba, ale to jednak nie to...

Mimo wszystko dziękuję mojej parze, bo w przygotowanie upominku włożyła naprawdę dużo pracy :-) A także Hance za świetny wymiankowy motyw i wspaniała organizację zabawy :-)

 -(-@

środa, 29 sierpnia 2012

Kombinowane poszewki na jaśki

Tkanina w duże różane wzory była kiedyś damską bluzeczką, niebieska - męską koszulą, zielona z wytłaczanymi kwiatami to resztki od zasłon z pokoju, a pasek płótna w kratkę pozostał od kuchennych serwetek, które kiedyś uszyła moja mama. Reszta to po prostu ścinki, które dawno temu dostałam od cioci i... czekały na swoje lepsze czasy... Aha: żółty kawałek tkaniny był na tyle duży, że swego czasu uszyłam sobie z niego prostą spódniczkę i w kilka godzin później poszłam w niej na wesele :-))

Kolorystycznie chyba nieźle się wszystko dopasowało i w rezultacie powstały poszewki na jaśki.



 Druga strona nieco mniej bogata kolorystycznie...



Nie jest to prawdziwy patchwork... Skrawki materiału są tylko najzwyczajniej w świecie pozszywane, brzegi obrzucone, a na koniec wszystko przestebnowane po wierzchu, żeby się nie wichrowało na łączeniach, bo niektóre ze ścinków mają dodatek stretchu...

 Na "podniebne" łóżko w mojej biało-zielono-niebieskiej kuchni będą jak znalazł :-))
 
-(-@