Prawa autorskie

Wszystkie rękodzieła, wzory, opisy, projekty oraz inne zdjęcia zamieszczone w tym blogu, są mojego autorstwa i stanowią moją własność (chyba, że wyraźnie zaznaczę inaczej), w związku z czym ich kopiowanie, publikowanie (w całości lub w części), czy też wykorzystywanie w jakikolwiek inny sposób bez mojej zgody jest zabronione, gdyż stanowi naruszenie praw autorskich (Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83). Ar_nika-(-@
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Moje małe królestwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Moje małe królestwo. Pokaż wszystkie posty

środa, 8 października 2014

Nowe oblicze segregatorów - DIY

 To mój kolejny - inspirowany przez Asię - projekt dla domu. 
Dziecinnie prosty w wykonaniu, a jednocześnie myślę, że całkiem efektowny ;-) 


Jako że w wystroju wnętrz - wbrew powszechnie panującemu trendowi na bielenie - ja osobiście mam upodobanie do koloru czarnego, więc zdecydowana większość kuferków, przyborników oraz segregatorów będących w moim posiadaniu jest tej właśnie barwy. W moich oczach bowiem czerń wspaniale komponuje się z barwą naturalnego drewna, praktycznie w każdym jego odcieniu... 


Kłopot w tym, że fabryczne etykiety segregatorów o typowo biurowym charakterze jakoś bruździły mi w wystroju kącika do pracy... Postanowiłam więc zastąpić je własnoręcznie wykonanymi wydrukami, dobierając odpowiadający mi kształt i wielkość czcionki. A przy okazji zmobilizowałam się do zrobienia porządków w przedszkolnych (i robótkowych, co często się ostatnio przeplata) papierach i gazetkach ;-)


-(-@

Projekt zgłaszam na całoroczne wyzwanie Asi:


-(-@

Mała podpowiedź: aby etykiety wyglądała porządnie (czytaj: prosto) i nie sprawiały kłopotu podczas wycinania, przygotowałam sobie w Wordzie tabelkę z komórkami wielkości odpowiadającej foliowym kieszonkom na grzbietach segregatorów. Wpisując w nie planowany tekst od razu mogłam ocenić, jak będą się prezentować w rzeczywistości.

Ozdobna czcionka, którą wykorzystałam do tekstu etykiet, nosi uroczą nazwę Carmencita - niestety nie ma polskich znaków, ale zawsze można coś domalować cienkopisem ;-) Do cyfr zastosowałam czcionkę Apex Lake, a do ozdobników - bajeczną Bergamot Ornaments.

Poniżej zamieszczam kilka sprawdzonych linków do stronek z innymi darmowymi czcionkami na każdą okazję - naprawdę jest w czym wybierać!


-(-@

czwartek, 7 sierpnia 2014

Różane potpourri

Płaski szklany słoiczek, delikatna szyfonowa wstążka oraz garść zasuszonych kwiatów, i już można cieszyć się własnoręcznie wykonaną dekoracją ;-) Kompozycja jest warstwowa: na dnie ułożyłam płatki czerwonych róż, a na wierzchu całe pączki różowych... Mimo upływu miesiąca wciąż pięknie mi pachną, kiedy siadam przy biurku...


Na zakończenie roku przedszkolnego dostałam tyle pięknie pachnących różyczek, że aż żal było się z nimi rozstawać... Tym bardziej, że panujący upał nie wszystkim dał się w wazonie rozwinąć, wdzięcznie zasuszając je jeszcze w pączkach.


Ponieważ na suchy bukiet tej wielkości trudno byłoby mi znaleźć odpowiednie miejsce, a wyrzucać go też było szkoda, kwiaty oberwałam, dosuszyłam i.. teraz mam pachnącą pamiątkę po moich małych łobuziakach ;-)


Choć najcenniejszymi i najbardziej wzruszającymi pamiątkami zawsze będą dla mnie te wykonane własnoręcznie przez przedszkolaków - jak np. mój portret, który dostałam od pewnej uroczej trzylatki... Patrząc na fryzurę zauważam nawet pewne podobieństwo ;-)

-(-@

niedziela, 22 czerwca 2014

Poduszka niespodzianka

Przy okazji szykowania wczorajszego posta z serii remontowo-adaptacyjnej, przypomniała mi się poduszeczka, jaką przygotowałam swego czasu w prezencie dla mojego mężczyzny. 

Z jednej strony wygląda tak, że nie potrzebuje opakowania ;-)


A z drugiej - typowo męska niespodzianka, czyli odrobina erotyki 
(pod postacią szybkiego haftu wykonanego ściegiem sznureczkowym).


Wierzchnia warstwa jest zdejmowana ;-)


-(-@

sobota, 21 czerwca 2014

Zaproszenie do... sypialni ;-)

Czyli mówiąc krótko: "ekstremalne wykorzystanie przestrzeni" ;-)

Na początek fragment ściany... Gdy wpadł mi w ręce ten - całkiem sporych rozmiarów - kawałek tkaniny w iście królewski deseń, wiedziałam że "to jest to"!


 Według pierwotnej koncepcji ozdobne pasy miały mieć układ pionowy, ale po dokładnych obliczeniach okazało się, że zasłonka musiałaby się wtedy składać z trzech części (ewentualnie z dwóch, ale bez przymarszczenia - co zupełnie nie wchodziło w grę!), więc ostatecznie pasy zawisły poziomo, a zasłonki są dwie :-)


Tak natomiast wygląda podłoga:
(proszę nie regulować odbiorników - zdjęcie nie jest do góry nogami!)


A teraz widok "ściany" od strony wewnętrznej... Na metalowych wspornikach (które z jednej strony mocują łóżko do sufitu, z drugiej - chronią nas przed wypadnięciem wprost na kuchenny stół stojący poniżej...) widać mocowania do składanej półeczki pod laptopa - w planach ;-)


 U wezgłowia łóżka znalazło się miejsce na całkiem pojemną roletową szafeczkę oraz kolekcję moich robótkowych kuferków i przyborników. Zwykle odkładam tam także czytane właśnie książki, okulary i (niestety...) telefon z ustawionym na rano budzikiem.


Kawałek wolnej przestrzeni z drugiej strony materaca (tzn. tuż przy wejściu) objął w posiadanie mój mężczyzna, więc - jak to zwykle bywa w podobnych przypadkach - nie nadaje się ona do wystawienia na widok publiczny ;-)

-(-@

A propos książek: moja domowa biblioteczka powiększyła się właśnie o kolejną pozycję, którą udało mi się ostatnio wygrać w candy u Natanny. Przejrzałam ją szybciutko i - tak jak się spodziewałam - przyda mi się zarówno w domu, jak i w przedszkolu. Serdecznie dziękuję :-))


-(-@

Wracając do tematów mieszkaniowych: do pełni szczęścia, czyli możliwości czytania lub dziergania w łóżku, brakuje mi jeszcze odpowiedniego oświetlenia, ale nad tym też już oboje pracujemy... Moje Kochanie główkuje nad kwestiami technicznymi, ja natomiast próbuję zadbać o estetykę...


A teraz pokażę Wam wejście - czyli mówiąc ściślej drabinkę - do naszej sypialni 
(tak, tak, dobrze widzicie - znajdującej się tuż nad lodówką ;-))


Hmmmm... Po chwili zastanowienia doszłam do wniosku, że ta nasza wisząca pod sufitem "sypialnia" - pomimo swoich dość pokaźnych gabarytów (285x100x75cm) - chyba kwalifikuje się do ogłoszonej przez Asię akcji Projekty dla domu ;-) ?


Niedługo postaram się pokazać nasze kolejne modernizacje...

-(-@

niedziela, 16 marca 2014

Szydełkowy koszyczek z pokrywką

Wczoraj moje Kochanie zniknęło na pół dnia w piwnicy, gdzie tworzyło drabinę na wymiar do naszej antresoli, a ja w tym czasie dokończyłam dzierganie zaczętego dzień wcześniej koszyczka-pomocnika z pokrywką. Będzie mi służył do pilnowania kłębuszka wełny lub kordonka, które mają zwyczaj uciekać podczas roboty... 


Ale także do przechowywania zaczętej robótki - w końcu na nic wielkiego w najbliższym czasie raczej się nie porwę ;-)


-(-@

wtorek, 25 lutego 2014

Był sobie żółw...

To, że zdecydowanie częściej ostatnio czytam, niż robótkuję, nie znaczy, że zupełnie odpuściłam! Pamiętacie książkę z wzorami na urocze szydełkowe miniaturki, na którą wymieniłam się swego czasu z maikową? Odleżała swoje i w końcu przyszedł na nią czas... Przy okazji wymagała trochę pracy lingwistycznej (jest po niemiecku), ale podstawowe zwroty udało mi się rozszyfrować. Tym samym do kotka od Ani i ośmiorniczki od Iwonki dołączyła moja pierwsza szydełkowa maskotka :-)



Żółwik (robiony na trzy "przysiady" ;-)) zamieszkał oczywiście w ciepłej, nadmorskiej zatoczce - wyczarowanej przez Moni, gdzie powinien czuć się jak w domu...


A na koniec nieco szersza perspektywa mojego robótkowego bałaganiku, czyli pękającej już w szwach winagowej szafeczki, którą upolowałam pod koniec wakacji. Pewnie kilkoro z Was wypatrzy tu coś swojego ;-) Na przykład sznurkowy koszyczek od Jutki wypełniony dopasowanym wielkością słoiczkiem pełni rolę przybornika na długopisy :-) Docelowo ma stanąć na biurku... którego nadal brak :-(


Mój kącik wciąż jeszcze powstaje, ale przynajmniej przestrzeń ponad nim jest już na wykończeniu! Do naszej sypialnej antresoli brakuje jeszcze tylko drabinki i zasłonek. Materiał już czeka, a ja też czekam... na odrobinę samotności, abym mogła rozłożyć maszynę do szycia - na razie bowiem każdą wolna przestrzeń w mieszkaniu zajmuje mój syn walcząc z feryjną pracą domową: ludzkimi postaciami naturalnych rozmiarów! 

-(-@

A wracając do tematu czytania... Zaopatrzyłam się ostatnio w pewien drobiazg (w dwóch rozmiarach), który bardzo pomaga w utrzymaniu otwartej książki - zwłaszcza przy mdlejących rękach:


Wygląda dość niepozornie, ale czasami może być wybawieniem. Jedyne co nam pozostaje do zrobienia, to przewracanie kartek... (na zdjęciu poniżej: ostatni tom Trylogii Zdrajcy, który czyta się jednym tchem!)


-(-@

poniedziałek, 24 lutego 2014

Co robiłam, kiedy mnie nie było...

Czyli post o wszystkim i o niczym... Tak w ramach nadrabiania zaległości ;-)

-(-@

Pod koniec listopada spędziłam weekend za naszą zachodnią granicą (a biorąc pod uwagę podział obowiązujący przed połączeniem naszych sąsiadów, to nawet za dwiema ;-) ) czując się jak... w innej bajce! Na środkowym zdjęciu widać ogromne okno w salonie, przez które bez problemu można obejrzeć ciekawie urządzone wnętrze :-)




Wróciłam co prawda nieco połamana - tyle godzin za kierownicą jednak daje się we znaki - przywiozłam sobie za to z podróży kilka drobiazgów do własnego kąta :-) Dostałam m.in. urocze drewniane sztućce z ceramicznymi rączkami:


Herbatkę w urokliwych puszeczkach :-)
 

A także kilka drewnianych skrzyneczek, czekających na odnowienie :-( Jedna z nich wypełniona jest kartkami... Z całego świata, bo ich poprzedni właściciele dużo podróżowali!


Są wśród nich także karteczki ręcznie robione, na przykład z wykorzystaniem zdjęć, wykonanych samemu lub wyciętych z czasopism, ale znalazła się również taka perełka - haftowana ściegiem płaskim: 


-(-@

A w domu... oswajałam nowego członka naszej rodzinki, czyli Kretkę (tak, właśnie przez "t" a nie "d") a mówiąc ściślej smoliście-czarną szczurzycę w białych skarpetkach oraz rękawiczkach, która mieszka z nami od początku listopada i... wciąż nas rozbraja swoimi wybrykami! Ostatnio zaczęła uprawiać wspinaczkę firankową ;-) 


 Prawda, że jest słodka? Ach te czarne oczęta ;-)

 

-(-@

Nadrabiałam też zaległości w czytaniu :-) Między innymi dokończyłam Trylogię Czarnego Maga Trudi Canavan, o której kiedyś już wspominałam, i poprzez prequel pt. Uczennica Maga, przeszłam do Trylogii Zdrajcy. W następnej kolejności czekają na mnie "Kroniki Świata Wynurzonego" kupione jesienią od Książkoholiczki, które mój syn pochłonął w okamgnieniu :-)  

(Grafika pochodzi ze strony: http://www.magickalgraphics.com/fantasy.htm)

Gdyby nie moje dzieci, nigdy nie dowiedziałabym się, że fantastyka może być taka wciągająca! Podobnie, jak dawniej nie przyszłoby mi do głowy wsłuchiwać się w głębszy sens tekstów hip-hopowych... Dopóki nie przekonało mnie do tego moje Kochanie. Nie, żebym od razu zakochała się w tym gatunku muzycznym, ale jeden z tekstów przemyciłam nawet swego czasu w pracy mgr, jako jej resume ;-) Oj, zebrało mi się na wynurzenia ;-) Ale to z radości, że w końcu wróciłam do blogoświata!!!

-(-@

Wybaczcie, że tym razem post jest bez moich robótek... No właśnie... Teraz jedna z  tych mniej przyjemnych wiadomości: przeszłam w ostatnich miesiącach kolejne dwie serie rehabilitacji. Pomimo tego bez ingerencji chirurgicznej szanse na to, że moja ręka (a dokładniej mówiąc: obie ręce...) osiągną z powrotem poziom sprawności pozwalający na zarywanie nocy z szydełkiem (tudzież igłą) w ręku, są niestety marne :-( Ale że operacji boję się bardziej, niż diabeł wody święconej, więc łapię się każdej deski ratunku...

-(-@

I niespodziewana (przynajmniej dla mnie...) nowina na zakończenie: pomimo, że ja zaglądałam tu bardzo rzadko, nie znaczy, że reszta blogowiczów również ;-) Zaraz po zakończeniu mojej dość długiej nieobecności otrzymałam nominację do wyróżnienia Liebster Award od mugi-chan - młodej blogowiczki z niebieskiej inspiracji.


Serdecznie dziękuję :-) Na zadane pytania postaram się odpowiedzieć w wolnej chwili, jednak nie obiecuję, że dokonam kolejnych nominacji - i bez tego mam mnóstwo blogowych zaległości :-)

Pozdrawiam Was gorąco! I do szybkiego zobaczenia :-))

-(-@

wtorek, 20 sierpnia 2013

Pourlopowe doniczki decoupagowe ;-)

Chyba nadeszła pora, abym zaczęła zdradzać, czym zajmowałam się w czasie ostatniego urlopu... Malowałam, oklejałam - czyli ogólnie mówiąc odnawiałam wszystko, co ostatnimi czasy wpadło mi w oko oraz w ręce ;-). Między innymi doniczki - a właściwie osłonki na doniczki... 

Oliwkowa zaczęła powstawać już jakiś czas temu, ale jakoś nie składało się, żeby ją pokazać. Natomiast ta z kwiatkami oraz niebieskim koronkowym wzorkiem na dole to już całkiem świeży twór. W jednej zamieszkała begonia, druga jest przeznaczona dla orchidei (która właśnie wypuszcza dwa młodziutkie pędy, więc może znów zaszczyci mnie kwiatami...? )
 

Nie pytajcie tylko, ile razy zrywałam błękitny szlaczek na dole i ile kawałków serwetki z ciężkim sercem wyrzuciłam do kosza, zanim wzorek w miarę równo się ułożył i nie podziurawił podczas przyklejania! Ale w końcu jest :-)


 -(-@

Aha, jeszcze jedno: za tło do zdjęć posłużył mój najnowszy meblowy nabytek (w poszukiwaniu którego odwiedziłam w ubiegły poniedziałek chyba wszystkie komisy meblowe w stolicy!). Hmmm... chociaż ściśle mówiąc "nowy" to nie najwłaściwsze określenie, bowiem mebelek jest dość wiekowy, o czym świadczy stare, solidne wykonanie (które przekonało mnie do jego zakupu, pomimo że stan w jakim go zobaczyłam był naprawdę opłakany...). Ale z drugiej strony - właśnie dzięki temu zaniedbaniu - cena okazała się tak kusząca, że biła na głowę inne meble które (ewentualnie...) brałam tego dnia pod uwagę . Jechałam bowiem na to polowanie z misją: "bez szafki nie waż się wracać!" - abym mogła zwolnić biurko syna (a przy okazji również dojście do niego ;-)) przed rozpoczęciem roku szkolnego.

Mebelek ma kolejną ogromną - z mojego punktu widzenia - zaletę: jest bardzo pojemny (mam więc nadzieję, że pomieści jeśli nie wszystkie, to na pewno zdecydowaną większość mojego robótkowego bałaganu oraz pomocy przedszkolnych...), praktycznie zaprojektowany (składa się go niczym puzzle!) oraz ciekawie zamykany: dwie półeczki mają podnoszące się do góry roletki (przynajmniej w teorii, bowiem jednej brakuje i właśnie rozmyślam, z czego by ją wykombinować - żeby tak np. była półprzezroczysta?), do tego cztery niezbyt głębokie szuflady - w sam raz na posegregowane (ha, ha, ha - marzenie ściętej głowy...) przydasie - ale może przynajmniej przestanę poszukiwać ich całymi godzinami? Moje "cudo" wciąż wymaga sporo pracy, ale oczyma duszy już widzę efekt końcowy przeróbek mebelka, jego przyszłą zawartość oraz... najbliższe otoczenie ;-)

PS. Zdjęcia wrzucę, jak doprowadzę go do porządku ;-) A przy okazji byłabym wdzięczna za pomysły i sugestie, co do rolety...
 
 -(-@

I kolejna miła wiadomość: dopiero co zdążyłam pochwalić się Wam wygraną w candy u Moni, a już dziś po powrocie z pracy mogłam cieszyć się prześliczną zawieszką, jaką od niej dostałam - cała zawartość paczuszki na zdjęciu poniżej:


Namalowany przez Monię obrazek jest tajemniczy, nastrojowy, a pociągnięcia pędzla czynią go ciut niepokojącym w dotyku... Na żywo podoba mi się jeszcze bardziej, niż na zdjęciach, które tak mnie zauroczyły! Zwłaszcza ta tajemnicza wyspa na horyzoncie - kształtem do złudzenia przypominająca Babią Górę ;-) Hi, hi... On po prostu musiał trafić do mnie :-)
 

 Dziękuję z całego serca!

 -(-@

piątek, 7 czerwca 2013

Marzę o wakacjach...

...żeby odpocząć i ponadrabiać trochę zaległości! Blogowych, robótkowych, czytelniczych i towarzyskich. Ostatnio ledwo ze wszystkim nadążam. Zaczęłam czytać kilka książek - takich dla przyjemności, a tymczasem znów siedzę w opracowaniach naukowych. Mam nadzieję, że do końca weekendu ze wszystkim się uporam i w międzyczasie dokończę paczuszkę na recyklingową wymiankę. 

W tym tygodniu wysłałam natomiast upominek dla Ben Benkowo, która załapała się do grona wylosowanych podczas rozstrzygnięcia candy na Dzień Mamy organizowanego w KTM. Losowanie przeprowadzone przez Hankę można było obejrzeć tutaj. Zwycięzców było tyle, ile jest osób współprowadzących bloga. Ode mnie do Ben Benkowa powędrowały dwie pary kolczyków oraz makramowa bransoletka z włóczki o ciekawym splocie udającym sznurek. Powinny już dotrzeć do nowej właścicielki :-)


 -(-@

A skoro o Dniu Mamy mowa, to pokażę jeszcze mój szybki pomysł na przedszkolną dekorację z okazji tego święta -  obchodzonego wspólnie z Dniem Taty, choć kalendarzowo do tego drugiego jeszcze trochę czasu brakuje... 


Wykorzystałam literki, które pozostały z życzeń ułożonych przy okazji poprzedniego rodzinnego święta, czyli Dnia Babci i Dziadka, a serduszka jak łatwo się domyśleć z Walentynek. Wystarczyło dodać trochę zieleni i gotowe :-))

-(-@

Hmmm... Żeby choć trochę nadrobić blogowe zaległości, powinnam jeszcze wspomnieć o zorganizowanym w moim miasteczku sobotnim pikniku z okazji Dnia Dziecka, podczas którego miałam przyjemność osobiście spotkać się z Agnieszką L. z bloga pierniczkowewybryki.blogspot.com, która poznałam przy okazji niedawnej wymianki. Tym razem na jej stoisku wpadł  i w oko "Ciastek" - w wersji pirackiej z opaską na oku ;-), więc skusiłam się na dwa - dla moich urwisów. Zdjęć niestety nie zdążyłam pstryknąć przed ich zjedzeniem - zostały mi tylko turkusowe wstążeczki, którymi były obwiązane ;-) 

-(-@

Powoli zbliżam się do wydarzeń aktualnych... Dziś zabraliśmy przedszkolaki na wycieczkę kolejką wąskotorową, kursującą w okolicach Piaseczna pod Warszawą (niektóre dzieci były zawiedzione, bo spodziewały się więcej piasku ;-) ). I w ten sposób piknik na leśnej polance będzie moim ostatnim - i to całkiem miłym, a pod pewnymi względami mogę powiedzieć, że nawet satysfakcjonującym - wspomnieniem z tego miejsca pracy...


Od przyszłego tygodnia do końca roku szkolnego czeka mnie bowiem tymczasowa praca pedagogiczna w nieco innym charakterze - z dorosłymi :-), później wyjazd na zasłużony urlop (czeka na nas spory kawałek Głównego Szlaku Beskidzkiego) i... intensywne szukanie nowego pracodawcy, u którego mogłabym w końcu rozwinąć nauczycielskie skrzydła.

Trzymajcie kciuki!

-(-@

Na moim kuchennym parapecie też sporo się dzieje :-) Po raz drugi zakwitł storczyk (a jak dotąd poza fiołkami - kwitnącymi notorycznie, żadnym innym spośród moich roślin się to nie udawało)...


... a z ukrytych na dnie słoja pomiędzy trocinami jajeczek zaczęła wylęgać się kolejna partia patyczaków :-) Naliczyłam ich już ponad dwadzieścia - na zdjęciu poniżej dobrzy obserwatorzy mogą wypatrzeć kilkanaście spośród nich.


Ze starszego patyczakowego rodzeństwa, które pokazywałam na blogu kilka miesięcy temu, pozostała zaledwie trójka. A rodzicielska para niestety nie doczekała drugiego wylęgu :-(


Pozdrawiam wszystkich, którzy tutaj zaglądają pomimo moich ostatnich dość długotrwałych zniknięć ;-)
PS. Pamiętam o "podaj dalej" i prywatnych wymiankach, ale proszę Was kochane o jeszcze trochę cierpliwości...

-(-@

czwartek, 21 lutego 2013

Patyczaki... i inne zwierzaki

Udało mi się w końcu sfotografować nasz patyczakowy przychówek! Selekcja naturalna jest niestety bezlitosna - przeżyła zaledwie czwórka maluchów, ale... na dnie słoja leżą nowe jajeczka, więc trzeba cierpliwie poczekać :-) Na zdjęciu moje "robaczki" mają około 1 cm długości.



 

A to już nie patyczaki, ale bywalcy karmnika za oknem przedszkola: sikorki oraz kowalik.






I sarnia rodzina wypatrzona w drodze do pracy... Zanim kolejne choróbsko położyło mnie na tydzień do łóżka!






Ale koniec leżenia! Z obolałym nosem i żebrami, ale także - niestety - nieśmiertelnym chyba kaszlem i katarem, wracam od jutra do pracy, zostawiając świetnie trzymającego się wirusa w towarzystwie starszego syna, który wczoraj przejął pałeczkę...

-(-@