Prawa autorskie

Wszystkie rękodzieła, wzory, opisy, projekty oraz inne zdjęcia zamieszczone w tym blogu, są mojego autorstwa i stanowią moją własność (chyba, że wyraźnie zaznaczę inaczej), w związku z czym ich kopiowanie, publikowanie (w całości lub w części), czy też wykorzystywanie w jakikolwiek inny sposób bez mojej zgody jest zabronione, gdyż stanowi naruszenie praw autorskich (Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83). Ar_nika-(-@
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Fotografia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Fotografia. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 11 lutego 2016

Papieskimi ścieżkami po Gorcach

Przedreptana (w pojedynkę!) trasa: 
dzień pierwszy: Chabówka - Rabka Zaryte - Luboń Wielki - Olszówka - Stare Wierchy
dzień drugi:  Stare Wierchy -Turbacz - Jaworzyna Kamienicka - Gorc - Ochotnica Dolna
dzień trzeci: Ochotnica Dolna - Lubań - Ochotnica Dolna (spacerek...). 





























-(-@

środa, 27 stycznia 2016

Spełnianie marzeń

Od kilku lat marzył nam się nietypowy sylwester. Co prawda zdarzało nam się w okresie świąteczno-noworocznym wędrować po górach, nigdy jednak nie mieliśmy okazji przywitać Nowego Roku na szczycie. Tym razem nie daliśmy za wygraną! gdy tylko okazało się, że Sylwester mam wolny od pracy, wpakowaliśmy się w samochód i pognaliśmy pod Babią Górę :-) 

Miny nieco nam zrzedły, gdy ujrzeliśmy parkingi pod przełęczą Krowiarki zastawione samochodami. Wyobraziliśmy sobie tłumy na czerwonym szlaku i... postanowiliśmy nadrobić kilometrów, aby objechać królową Beskidów, licząc na spokojniejsze podejście od drugiej strony. Po drodze podziwialiśmy panoramę Tatr w blasku zachodzącego słońca... Zdjęć na podejściu i na szczycie samej Babiej nie robiliśmy - i tak nie oddałyby uroku tych nocnych widoków.

 

I absolutnie tego nie żałowaliśmy! Zwłaszcza, gdy minęliśmy linię drzew i wychodząc pomiędzy kosodrzewiny, niedaleko ruin starego schroniska zniszczonego przed laty przez lawinę, obejrzeliśmy się za siebie. Siarczysty mróz sprawił, że idealnie przejrzyste powietrze jakby migotało od świateł orawskich wsi i miasteczek. Mimo nocnej pory można było dostrzec łunę od Zakopanego i ciemny zarys Tatr...

Na szczyt dotarliśmy około 20:30, co oznaczało, że mimo nocnej pory, podziwiania widoków i wspinania się po niebezpiecznie stromym płacie śniegu nad ruinami, pokonaliśmy dystans prawie w szlakowym tempie. Było cicho i prawie pusto - nie licząc kilku osób pod ścianką. Babia sprawiła nam jeszcze jedną miłą niespodziankę: pogoda była prawie bezwietrzna, co pozwoliło nam spędzić na szczycie jakieś cztery godziny - śmiałam się, że to nasz swoisty rekord, bo zwykle bardzo szybko nas przeganiała. 

Zanim zebrały się tłumy - przechodzące nasze wszelkie oczekiwania - udało mi się nawet zdrzemnąć pod kamiennym murkiem w kokonie ze śpiwora i folii NRC. O północy mogliśmy podziwiać z góry fajerwerki - te w Polsce i te na Słowacji :-)) To tak, jakbyśmy spędzali Sylwestra jednocześnie w Szczyrku, Jabłonce, Lipnicy, Zawoi, a nawet Słowackim Raju! Niesamowite wrażenia...


Muszę przyznać, że oglądanie sztucznych ogni z takiej wysokości, bez huku wystrzałów, miało w sobie coś z magii... Dopóki nie zaczęli strzelać i świętować zebrani na szczycie. Liczyliśmy na - może nie całkiem bezludne - ale bądź co bądź raczej spokojne celebrowanie Nowego Roku w takim miejscu. Tymczasem wyglądało na to, że zapowiada się szalona impreza, więc z opadającymi ze zmęczenia powiekami poczłapaliśmy na dół do samochodu.   


Zostaliśmy w Beskidach jeszcze dwa dni. Kolejnego - po tym jak na spokojnie, bez budzików, otworzyliśmy oczy, pojechaliśmy zdobyć Pilsko, po czym zawitaliśmy na nocleg na zbocza góry Żar, zatrzymując się na parkingu oznaczonym tabliczką "TU JEST TO MIEJSCE" (dla niewtajemniczonych: miejsce, w którym grawitacja działa w drugą stronę i np. położona na asfalcie butelka zamiast w dół, zaczyna wtaczać się pod górę). 

 

Ponieważ nie mieliśmy mapy tej okolicy, a co za tym idzie wyrysu szlaków prowadzących na szczyt, postanowiliśmy kierować się instynktem, czyli... brnąć ostro pod górę korytem jakiegoś wyschniętego strumyka. Po drodze natura znów dała pokaz swoich niesamowitych mocy!


Dotychczas wierzyłam, że aby powstała tęcza, potrzebne jest słońce i deszcz, a tymczasem ujrzeliśmy tęczę przy trzaskającym mrozie i drobniuteńkim, padającym w dolinie śniegu!!! Najpierw zauważyliśmy jeden pionowy kawałek... A po chwili podziwialiśmy ją w całej okazałości!


Mieliśmy jeszcze pół dnia na wędrowanie przed powrotem, więc podjechaliśmy do zapory i elektrowni Porąbka, a stamtąd  wdrapaliśmy się na niewielką pobliską górkę pod nazwą Hrobacza Łąka, gdzie znajduje się wielki metalowy krzyż, stanowiący zwieńczenie Szlaku Papieskiego.


Zeszliśmy akurat na zachód słońca, czując w palcach rąk i nóg nasilający się mróz...


A wracając do tytułu posta... Dlaczego spełnianie marzeń? Dlatego, że to była moja pierwsza górska wyprawa od ponad roku... Dlatego, że gdy przez kilka pierwszych miesięcy choroby nie mogłam siedzieć, leżeć, ani wykonać żadnego gwałtownego ruchu zwijając się z bólu, marzyłam o tym, abym mogła znów zdobywać szczyty! I udało się :-)))

-(-@

niedziela, 30 sierpnia 2015

Anioły - czyli Jarmark Jagielloński po raz trzeci

Nie byłabym sobą, gdybym relacjonując swoje wrażenia z Jarmarku Jagiellońskiego pominęła przepiękne anioły, wykonane rozmaitymi technikami...

Tym razem powstrzymam się od wtrącania komentarzy 
- niech zdjęcia niech mówią same za siebie...














I to już chyba koniec moich wspomnień z Lublina... 
A kto nie był - niech żałuje ;-)

-(-@

Inspirujące znajomości ( czyli J. J. po raz drugi)

Ten post będzie o wspaniałych ludziach, których spotkałam w Lublinie.
Chociaż najważniejszą znajomość zachowam dla siebie ;-) 

Czy kiedykolwiek zdarzyło Wam się przejechać pół Polski, aby poznać osobę z drugiego końca kraju, z którą łączy Was tyle, że nie możecie się nagadać przez siedem (!!!!) godzin ? Tak było ze mną i z Kasią - plastyczką, rękodzielniczką, wirtuozką okaryny i "górołazem". Dziękuję Ci za ten wspólnie spędzony czas, pełen inspiracji :-)

A teraz prezentacja niewielkiego ułamka wystawców - niestety nie sposób było zapamiętać wszystkich nazwisk i narodowości, a mam wrażenie, że na stronie Jarmarku brakuje wizytówek wielu artystów.

Od tego pana zakupiłam surowego drewnianego konika z zamysłem ozdobienia go techniką decoupage - obiecałam zabrać go za rok do Lublina i pochwalić się efektem :-)

 

Te dwie urocze kobiety tworzą tak bajeczne wycinanki, 
że obie z Kasią nie mogłyśmy oderwać oczu od pełnych segregatorów!


Na górnym zdjęciu jest rusałka, na dolnym natomiast personifikacja dwóch spośród pór roku...


Podobnym magnetyzmem emanowała ta oto ceramika:


Misterne wycinanki prezentował pan Klaidas Navickas:

(Źródło: http://jarmarkjagiellonski.pl/tworca/klaidas-navickas/)

O cenę nawet nie pytałam...


A na tym stoisku należącym do dwóch uroczych kobiet zakupiłam przepiękny koszyk z łodyg pałki wodnej (do którego pani Stefania na poczekaniu doplotła wieczko) i... otrzymałam prywatną lekcję wyplatania z papierowej wikliny :-))


 Skromna "babcia" zdradziła mi natomiast tajniki tworzenia miniaturowych kwiatuszków z bibuły, którymi zapełniała koszyczki...


Krótką pogawędkę ucięłam sobie z tym uroczym małżeństwem - pani Lucyna szydełkuje oraz haftuje rustykalne makatki, natomiast pan Edward popuszcza wodze fantazji wykonując ozdoby z papieru.


Na tym stoisku skusiłam się na pisankę misternie oplecioną miedzianym drutem...


Przy kolejnym - napawałam się dźwiękami wyczarowanymi przy pomocy pałeczek i... bębenków (choć nie do końca można je tak nazwać) wykonanych z butli turystycznych!


"Wielofunkcyjne" lalki kolejnej artystki powaliły mnie na kolana!



I to zarówno nietuzinkowym pomysłem, jak misternym wykonaniem...



Przy stoisku małżeństwa ze Stryszawy wzięłam udział w warsztatach malowania drewnianych ptaszków - co wbrew pozorom okazało się nie lada wyczynem...


Nie sposób wymienić i zaprezentować wszystkich osób - przy niektórych stoiskach panował taki ruch, że nawet zrobienie zdjęcia okazywało się niewykonalne :-(













Ze wszystkich wystawców, których pytałam o pozwolenie na zrobienie i ewentualną publikację zdjęć na blogu, tylko jedna osoba nie wyraziła zgody...


Do zobaczenia w przyszłym roku! 
Nie wyobrażam sobie, abym mogła przegapić kolejną edycję ;-)

Pozdrawiam serdecznie

-(-@