Prawa autorskie

Wszystkie rękodzieła, wzory, opisy, projekty oraz inne zdjęcia zamieszczone w tym blogu, są mojego autorstwa i stanowią moją własność (chyba, że wyraźnie zaznaczę inaczej), w związku z czym ich kopiowanie, publikowanie (w całości lub w części), czy też wykorzystywanie w jakikolwiek inny sposób bez mojej zgody jest zabronione, gdyż stanowi naruszenie praw autorskich (Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83). Ar_nika-(-@

niedziela, 2 grudnia 2012

Drewno, szkło i metal...

Czyli moje trzy ulubione elementy wystroju wnętrz - tym razem w wersji biżuteryjnej:

jako kolczyki...

 i bransoletka...

-(-@

Drewno kocham w każdej postaci, ale najbardziej w naturalnej, bejcowanej, ewentualnie spatynowanej ręką czasu... Jakoś nieco słabiej przemawia do mnie tak modne ostatnio bielenie i postarzanie metodą przecierania. Przyznaję, że w dodatkach wygląda przepięknie, jednak duże powierzchnie mebli w takim wydaniu mnie osobiście chyba za bardzo by przytłaczały... Choć na Waszych blogach uwielbiam je oglądać!

Kocham też szkło - zarówno białe, kryształowe, jak i kolorowe - niektórzy z Was już wiedzą, że moim ukochanym kolorem szkła jest błękit :-). Lubię też oliwkę oraz butelkową zieleń. Aha, byłabym zapomniała: kolor ciemnobrązowy w mieszkaniu toleruję wyłącznie w wersji butelkowej (zwłaszcza z dobrą gatunkowo półwytrawną zawartością ;-)), no i ewentualnie skórzanej...

A jeżeli chodzi o metal we wnętrzu, to najlepiej, aby był w odcieniach starego złota, brązu, miedzi (co jest o tyle dziwne, że za złotą biżuterią nie przepadam, za to na punkcie srebra - szczególnie z cyrkoniami - po prostu szleję!). W domu jednak białe metale toleruję jedynie w wersji postarzonej, oksydowanej, ewentualnie pomalowanej czarną emalią. Zimny nikiel czy chrom to absolutnie nie dla mnie! Mogę na nie patrzeć z podziwem wyłącznie wtedy, gdy są elementem ozdobnym starych samochodów, czy klasycznych motocykli. Tam pasują idealnie!!!

-(-@

PS. To mój pierwszy od kilku miesięcy wolny weekend - przynajmniej pod tym względem, że nigdzie nie musiałam wyjeżdżać: ani do pracy, ani na uczelnię :-). Ale na odpoczynek też niestety nie mogę sobie pozwolić, gdyż lista rzeczy do zrobienia (a ściślej mówiąc do napisania), wisząca na lodówce wciąż przeraża swoimi rozmiarami i zbliżającymi się w kosmicznym tempie terminami. Postanowiłam, że przez te dwa dni nadrobię trochę i wykreślę kilka punktów...

Z jakimi efektami?
* stałam się specem od rozpoznawania dwóch dziesiątek wiosennych kwiatów, nad których prezentacją siedziałam wczoraj do późnej nocy (przy okazji przeglądając i segregując zdjęcia zrobione w ciągu ostatnich kilku lat...)
* ręka odpada mi od kaligrafowania literek na zaliczenie - zostały mi jeszcze 22 strony zeszytu, ale te rozłożę już po trochu na cały tydzień...
* przede mną - niczym ogromny wyrzut sumienia - wciąż leży sterta papierów z pracy, do których wypełnienia nijak nie mogę się zmusić...
* a za najpilniejszą - a dokładniej mówiąc najbardziej zaległą (!) pracę zaliczeniową - wciąż jeszcze się nie zabrałam...

Musiałam się więc jakoś odstresować, a blog i robótki idealnie się do tego nadają ;-)) Ale koniec pisania dla przyjemności... Trzeba wracać do tego z konieczności... Buuuu!

-(-@

2 komentarze:

  1. Super komplecik! Och, zabiegana jesteś, mniej pracy życzę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Śliczny komplecik zrobiłaś.Jeżeli o mnie chodzi to chyba drewno jest moim ulubionym materiałem we wszelakiej postaci.Otaczam się nim wszędzie.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Wasze komentarze :-)