Dziś - zgodnie z obietnicą - coś robótkowego. A przy okazji jeden z dowodów na moją "niewierność" określonej technice - o której wspominałam w poprzednim poście ;-) Dwie serwetki ozdobione haftem, a wykończone szydełkową koronką (choć w jednym przypadku koronka, to zdecydowanie za duże słowo...)
Biała to mój - jeszcze świeży - lifting gotowej serwetki wyszperanej w SH (w oryginale: kwiatowy nadruk i maszynowe obrębienie zygzakiem brrrr!) Dostrzegłam w niej jednak pewien potencjał... Nadruk zasłoniłam haftem - starając się zachować kolorystykę. Nie przewidziałam tylko jednego: obrabianie szydełkiem (grubość: 0,5!) tak śliskiej i skłonnej do zaciągnięć tkaniny było prawdziwą katorgą. Ale efekt chyba wart poniesionego wysiłku.
Zbliżenie na hafcik oraz koronkę - wycięte brzegi na jednym z rogów stanowiły nie lada wyzwanie...
Serweta w kolorze naturalnego płótna to... pamiątka jeszcze z okresu szkoły podstawowej! Tak, tak, chodziłam do szkoły w czasach, kiedy na tzw. "zetpetach" chłopcy wbijali gwoździe i lutowali kabelki, a "dziewczęta" - jak mawiała nasza pani Cecylia, szyły, szydełkowały i uczyły się gotować :-). Do kompletu była jeszcze druga serwetka oraz bieżnik, ale nie udało mi się ich odnaleźć.
Na zbliżeniu widać nieprawne jeszcze ręce - haft to właściwie tylko kontur wyszyty sznureczkiem...
Swoją drogą, róże i winogrona to moje ulubione kuchenne motywy... No, może dodałabym do nich jeszcze jabłuszka :-))
Podziwiam talent :-) Zawsze chciałam umiec szydełkować. Może sie jeszcze kiedyś nauczę. Ja tez mam jeszcze swoje serwetki z podstawówki z ZPT :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
Jeżeli chodzi o mnie to ja ZPT wspominam strasznie wolałam z chłopakami gwoździe wbijac niż szyć.
OdpowiedzUsuńMnie za to częściej można było spotkać u taty w warsztacie, niż u mamy w kuchni! I niestety, mój stosunek do gotowania niewiele się zmienił od tamtego czasu ;-)
Usuń