Udało mi się w końcu sfotografować nasz patyczakowy przychówek! Selekcja naturalna jest niestety bezlitosna - przeżyła zaledwie czwórka maluchów, ale... na dnie słoja leżą nowe jajeczka, więc trzeba cierpliwie poczekać :-) Na zdjęciu moje "robaczki" mają około 1 cm długości.
A to już nie patyczaki, ale bywalcy karmnika za oknem przedszkola: sikorki oraz kowalik.
I sarnia rodzina wypatrzona w drodze do pracy... Zanim kolejne choróbsko położyło mnie na tydzień do łóżka!
Ale koniec leżenia! Z obolałym nosem i żebrami, ale także - niestety - nieśmiertelnym chyba kaszlem i katarem, wracam od jutra do pracy, zostawiając świetnie trzymającego się wirusa w towarzystwie starszego syna, który wczoraj przejął pałeczkę...
-(-@
Super są te patyczaki!! moje dzieci takie chciały, ale jakoś tak wyszło, że nie mamy.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia. Pozdrawiam
Piękne fotki.A patyczaki super!!!
OdpowiedzUsuń