Bo właśnie od owadów zacznę nadrabianie moich blogowych zaległości... Najpierw urodzinowe kolczyki dla siostry z lecącymi biedroneczkami (podobne wysłałam swego czasu w ramach owadziej wymianki, te jednak są prawie dwa razy większe!) Przy ich tworzeniu po raz pierwszy wykorzystałam półmatowy lakier zamiast błyszczącego i jestem bardzo zadowolona z efektu!
Tłem dla kolczyków jest natomiast kawał surowego płótna, nad którym ja z kolei uwijałam się jak mrówka, starając się sprostać wymaganiom, (a przede wszystkim gustom) jednej z blogowych koleżanek, z którą - mam nadzieję - w końcu uda nam się spotkać...
Moja pacynkowa menażeria również wzbogaciła się o pewnego owada... Choć prawdę mówiąc wcale nie jestem pewna, czy takie maleństwo nakładane na palec (wyszperane za 1 PLN w pobliskim SH) powinno się fachowo nazywać pacynką...
A jeśli są owady, to nie może zabraknąć kwiatów!
Te piękne maki wypatrzyłam przy drodze do pracy i oczywiście nie mogłam się oprzeć pokusie zatrzymania roweru i pstryknięcia kilku zdjęć ;-)
Ostatnio bowiem pociągi nie zawsze dowożą mnie na miejsce i ostatni odcinek drogi pokonuję na dwóch kółkach. Z powrotem jest jeszcze ciekawiej, gdyż większość składów omija miasto, w którym pracuję, więc czeka mnie kolejna 6-kilometrowa przejażdżka do następnej stacji kolejowej... Ale za to z jakimi widokami!!!
Hmmm... Takim natomiast widokiem zaskoczyła mnie warszawska starówka, którą odwiedziłam w ostatnim czasie kilkakrotnie w związku ze szkoleniem dla nauczycieli odbywającym się w MSCDN na pobliskiej ulicy Świętojerskiej (nie byłam niestety orłem z fizyki, więc nie mam pojęcia, jaka jest zasada takiej lewitacji, ale przyznacie, że wygląda to niesamowicie!)
Przy okazji przesyłam gorące pozdrowienia dla kilku współuczestniczek wzajemnego wyciskania siódmych potów (w ramionach jeszcze czuję zakwasy!). Ale, że pokłady energii moich przedszkolaków są niezmierzone, więc trzeba się było trochę poświęcić ;-)
-(-@
I właśnie to szkolenie jest jednym z powodów mojego zniknięcia w ostatnim czasie...
Drugim - dużo mniej przyjemnym - był wypadek rowerowy starszego syna, zakończony skomplikowanym złamaniem przedramienia, kilkoma nieprzespanymi nocami itd.
Ale po wyczerpaniu się limitu życiowych przeszkód może być już tylko lepiej!
PS. I będzie, zanim się obejrzysz... Naprawdę Ewa ;-))
-(-@
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Wasze komentarze :-)