Powstaje jeszcze jeżyk... Prawdę mówiąc to od niego zaczęłam, ale po kilkakrotnej próbie wydziergania mu kolczastego grzbietu z bardzo włochatej włóczki skapitulowałam i... zrobiłam całego gładkiego (strasznie łyso wygląda...) z zamiarem dorobienia mu kolców szydełkiem na wierzchu, ewentualnie wyszycia igłą (cały czas przy wykorzystaniu tej samej włóczki - ma śliczny czarno-biały cieniowany kolor), ale wyciąganie plączących się nieustannie włosków jest chyba nie na moje nerwy! Został jeszcze patent "dywanikowy", czyli dowiązywanie włochatej nitki po kawałku - tu jednak mam wątpliwości, czy nie jest na to za śliska i przypadkiem nie będzie się rozwiązywać... Na razie jeżyk wciąż czeka na ubranie. Może nie zmarznie - na dworze przecież coraz cieplej :-)
-(-@
Ale śliczny!
OdpowiedzUsuńBez względu na to jak wygląda jeżyk, na pewno jest równie uroczy jak krecik :)
Może on i uroczy... Zwłaszcza że goły ;-)
UsuńCudowny :-) Wspaniały krecik.
OdpowiedzUsuńBardzo jestem ciekawa tego jeżyka, o którym piszesz :-)
Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję :-) A ja jestem ciekawa jakim sposobem można wygrać bitwę z tą włochatą, poliestrową włóczką ... Pozdrawiam również :-)
Usuń