Prawa autorskie

Wszystkie rękodzieła, wzory, opisy, projekty oraz inne zdjęcia zamieszczone w tym blogu, są mojego autorstwa i stanowią moją własność (chyba, że wyraźnie zaznaczę inaczej), w związku z czym ich kopiowanie, publikowanie (w całości lub w części), czy też wykorzystywanie w jakikolwiek inny sposób bez mojej zgody jest zabronione, gdyż stanowi naruszenie praw autorskich (Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83). Ar_nika-(-@

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Zapomniane świąteczne kartki...

Zrobione, a nie wysłane... 
Wciąż obiecuję sobie, że to ostatni raz... 
Że następnym - pomyślę o nich wcześniej i... wyślę! 


W tym roku znów zabrakło mi czasu... Zdrowia...
Ale przede wszystkim serca...


Może w następnym?

-(-@

A pozostając przy kwestii czasu...  Nigdy nie wiemy, ile nam go zostało... Próbując (choć wiem, że to niewykonalne...) nieco nadrobić okres mojej nieobecności w blogosferze, natrafiłam na wpis o śmierci Agnieszki, autorki bloga http://agnesbizu.blogspot.com/. Odeszła w sierpniu. Kilka dni później, niż mój tata...  

Agnieszka pozostawiła po sobie zaczątki sutaszowej pracy, z której inne wspaniałe biżuteryjki wyczarowały cudowny naszyjnik przeznaczony na tegoroczną aukcję Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.  Wędraś sutaszowy Non Omnis Moriar  - bo taką właśnie otrzymał nazwę - wygląda przepięknie i z pewnością kryje w sobie niesamowitą moc!

-(-@

Początek nowego roku powinien być czasem radości, nadziei, marzeń i nowych planów...

Tylko tak trudno jest wrócić do planowania, gdy nagle uświadamiamy sobie, jak niewiele od nas zależy. Ze tak naprawdę wiele decyzji podejmowanych jest bez naszej zgody, a nawet wiedzy...

Że wielu spraw, projektów nie będzie nam dane doprowadzić do końca... Że ciało i umysł w każdej chwili mogą odmówić nam posłuszeństwa... Przekonałam się o tym na własnej skórze.

A oto dowód:


Pod koniec października - czując  wciąż w kościach niedawny pobyt w szpitalu i bolesne badania - zaliczyłam pobudkę w przydrożnym rowie po tym, jak będąc na nogach od trzeciej nad ranem (standardowa pora wstawania, aby dotrzeć do pracy na pierwszą zmianę), wieczorem najzwyczajniej w świecie zasnęłam... za kierownicą...

Na szczęście dzięki uprzejmości oraz pomysłowości innych kierowców (zwłaszcza pana prowadzącego tira, wypełnionego... zniczami!) samochód został wyciągnięty, zwichrowane koło zmienione, a ja - z nerwami w strzępkach i zawieszeniem w rozsypce - w żółwim tempie przejechałam ostatnie pięćdziesiąt km dzielących mnie od domu.

 -(-@

 Jak zatem najlepiej wykorzystać ten czas, który nam jeszcze pozostał?!

Na czym należy skupić się w pierwszej kolejności?!

Ja nadal nie wiem...

-(-@

1 komentarz:

  1. No właśnie, staramy się, stresujemy, podkładamy świnie( nie wszyscy), pchamy się do góry, a i tak nic nie zabierzemy ze sobą w ostatnią drogę i nawet nie wiemy kiedy będzie trzeba się pożegnać.
    Ale puki co starajmy się dążyć do doskonałości
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Wasze komentarze :-)