Od kilku tygodni przygotowywałam posta podsumowującego - najpierw okres mojej nieobecności, później - cały miniony rok... Ale kipiał od smutku i żalu, więc chyba lepiej było go nie publikować. Z tych samych - oraz wielu innych - powodów, w tym roku uciekłam od świąt. A właściwie to tym razem uciekliśmy we dwoje...
Oczywiście w góry :-)
Najpierw na Babią, do której dostępu broniły tym razem lodowe pola, mgła i szaleńczy wiatr utrudniający nie tylko kroczenie przed siebie i wypatrywanie szlaku, ale chwilami także zaczerpnięcie oddechu...
Gdy królowa Beskidów na chwilę stawała się łagodniejsza (np. w zaciszu przełęczy), naszym oczom ukazywały się bajeczne zimowe formy...
Do szczytu dotarliśmy prawie po omacku i jak najszybciej uciekliśmy w niższe partie... Tym bardziej, że tym razem nie mieliśmy szans na piękne widoki, a promieni popołudniowego słońca można się było jedynie domyślać za grubą warstwą chmur...
Na dodatek aparat zastrajkował od mrozu, więc do końca wyprawy skazani byliśmy na robienie zdjęć jedynie komórkami... PS. Ostatniego dnia już tylko jedną.
Po zejściu czekał nas komfortowy nocleg (czapki, rękawiczki, polary i podwójne śpiwory) na przełęczy Krowiarki ;-) A następnego dnia o świcie - spacer czerwonym szlakiem w kierunku Hali Krupowej.
Minęliśmy - będące pomnikiem ku pamięci ofiar wypadku lotniczego sprzed
lat - lustrzane skrzydło samolotu, odbijające pokryty śniegiem
krajobraz...
...oraz dziesiątki powalonych świerków - swoisty pomnik szalejących sił natury...
Po krótkim odpoczynku w schronisku i pospiesznym powrocie tą samą trasą, przy nieustannie sypiącym śniegu i coraz silniejszym wietrze, podjechaliśmy do Rabki...
Tam mogliśmy podziwiać przepięknie odrestaurowany dworzec kolejowy - nareszcie wygląda tak, jak na popularne uzdrowisko przystało...
... i świąteczne dekoracje w parku zdrojowym: np. cieszącego się ogromną popularnością anioła...
...podświetlone fontanny...
... i ogromne choinki przy pomniku Jana Pawła II.
Nasz przyjazd do Rabki miał jednak na celu przede wszystkim znalezienie mapy, która wskazałaby nam najkrótszą trasę na Turbacz - wciąż bowiem nieśmiało marzył nam się widok na Tatry, którego Babia Góra nam poskąpiła...
Jak kilka lat temu zachwycaliśmy się leżącą u stóp Diablaka Lipnicą, tak tym razem podobne wrażenie zrobiły na nas podgorczańskie Koninki. I estetyka prowadzących stąd górskich ścieżek...
Kroczenie szlakiem po dziewiczym, nieprzedeptanym śniegu, w promieniach wschodzącego słońca... Hmmm... Tego uczucia nie da się opisać!
Gorczański Park Narodowy przywitał nas mnóstwem zwierzęcych tropów, których autorów (rysie, sarny, niedźwiedzie?) mogliśmy się jedynie domyślać...
Z bogatej palety ptactwa udało nam się wypatrzeć jedynie podskakujące na pniach wiekowych świerków oraz buków kowaliki (głowami do dołu - to ich znak rozpoznawczy).
Aby nasycić oczy - i pamięć aparatu ;-) - pięknem chronionych okazów przyrody będziemy musieli wybrać się tu latem...
Coraz silniejsze promienie słońca prowadziły nas wciąż pod górę...
...przez leśne dróżki...
... i otwarte polany...
... oczarowując nas setkami odcieni bieli...
... oraz kusząc obietnicą coraz piękniejszych widoków...
I oto jestem :-) Ta czarna mróweczka przed schroniskiem :-)
I zgadnijcie na co patrzę???
Na moje wytęsknione Tatry, otulone grubą kołderką chmur!
Na szczyty, których zdobywanie zmuszona byłam tym razem sobie odpuścić - przede wszystkim ze względów zdrowotnych, gdyż mój organizm, wymęczony zażywanymi od kilku miesięcy lekami, mógłby nie sprostać takim wymaganiom...
W holu schroniska zachwyciła mnie natomiast maleńka szopka...
... a przede wszystkim zdobiąca ją (i okna) papierowa gwiazda, stanowiąca połączenie ludowej wycinanki oraz kirigami.
Wracając zatrzymaliśmy się na chwilę przed tablicą upamiętniającą bohaterskich GOPRowców.
Przez czoło Turbacza przechodziliśmy po raz pierwszy (jakoś nigdy dotąd nie było po drodze...)
Zanim zeszliśmy w las, raz jeszcze obejrzeliśmy się na pozostawiane w tyle zimowe widoki...
Słońce, śnieg i mróz to trójka niesamowitych malarzy!
Próbowaliśmy uwiecznić na fotografii ich wspaniałe dzieło...
...i wypatrzoną przez moje Kochanie pradawną mapę, w jaką ułożyły się słoje ściętego drzewa...
Pomachaliśmy na pożegnanie bałwankowi, którego ktoś zostawił na szlaku...
Gdyby nie 10-ciostopniowy mróz, jaki przywitał nas na parkingu, i perspektywa kolejnych opadów śniegu, pewnie zostalibyśmy jeszcze na jeden dzień... Ale czasami nie warto ryzykować... Lepiej cieszyć się tym, co udało się zdobyć i zobaczyć... I bezpiecznie wrócić do swojej norki...
-(-@
Chcę bardzo podziękować za wszystkie życzenia świąteczne.
Za pamięć tym, którzy wciąż jeszcze mnie odwiedzają...
Choć ja nie mam czasu ani siły, aby zaglądać do Was...
-(-@
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU 2015!!!
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU !!!!!
OdpowiedzUsuńZazdroszczę ,też kiedyś ucieknę w góry:)
Pozdrawiam serdecznie:)))
Ja marzę, że pewnego dnia ucieknę tam na zawsze...
UsuńPozdrawiam!
No chyba weszłyśmy razem na swoje blogi a twoje święta były fantastyczne. Tylko raz się odważyłam wyjechać i wspominamy je do dziś a było to z piętnaście lat temu. wszystkiego dobrego Arniko. Świetne fotki i super bałwan taki z liściem na głowie. Również wszystkiego dobrego ci życzę żeby przyszły rok i przyszłe święta były też pełne doznań oczywiście wyłącznie tych dobrych.
OdpowiedzUsuńNajpiękniejsze święta są wtedy, kiedy uda się przed nimi uciec ;-) Najlepiej właśnie w góry... I nie jest ważne, czy to Boże Narodzenie, Wielkanoc, czy długi weekend z powodu jakiejkolwiek innej czerwonej kartki w kalendarzu...
UsuńWszystkiego najlepszego w Nowym Roku!
Pozdrawiam serdecznie :-))
Piękny ten reset. Życzę Ci aby ten rok był dużo lepszy i następny post podsumowujący tryskał radością!
OdpowiedzUsuńDziękuję :-) I tobie również życzę samych dobrych chwil w Nowym Roku!
Usuń