Ten post będzie o wspaniałych ludziach, których spotkałam w Lublinie.
Chociaż najważniejszą znajomość zachowam dla siebie ;-)
Czy kiedykolwiek zdarzyło Wam się przejechać pół Polski, aby poznać osobę z drugiego końca kraju, z którą łączy Was tyle, że nie możecie się nagadać przez siedem (!!!!) godzin ? Tak było ze mną i z Kasią - plastyczką, rękodzielniczką, wirtuozką okaryny i "górołazem". Dziękuję Ci za ten wspólnie spędzony czas, pełen inspiracji :-)
A teraz prezentacja niewielkiego ułamka wystawców - niestety nie sposób było zapamiętać wszystkich nazwisk i narodowości, a mam wrażenie, że na stronie Jarmarku brakuje wizytówek wielu artystów.
Od tego pana zakupiłam surowego drewnianego konika z zamysłem ozdobienia go techniką decoupage - obiecałam zabrać go za rok do Lublina i pochwalić się efektem :-)
Te dwie urocze kobiety tworzą tak bajeczne wycinanki,
że obie z Kasią nie mogłyśmy oderwać oczu od pełnych segregatorów!
Na górnym zdjęciu jest rusałka, na dolnym natomiast personifikacja dwóch spośród pór roku...
Podobnym magnetyzmem emanowała ta oto ceramika:
Misterne wycinanki prezentował pan Klaidas Navickas:
(Źródło: http://jarmarkjagiellonski.pl/tworca/klaidas-navickas/)
A na tym stoisku należącym do dwóch uroczych kobiet zakupiłam przepiękny koszyk z łodyg pałki wodnej (do którego pani Stefania na poczekaniu doplotła wieczko) i... otrzymałam prywatną lekcję wyplatania z papierowej wikliny :-))
Skromna "babcia" zdradziła mi natomiast tajniki tworzenia miniaturowych kwiatuszków z bibuły, którymi zapełniała koszyczki...
Krótką pogawędkę ucięłam sobie z tym uroczym małżeństwem - pani Lucyna szydełkuje oraz haftuje rustykalne makatki, natomiast pan Edward popuszcza wodze fantazji wykonując ozdoby z papieru.
Na tym stoisku skusiłam się na pisankę misternie oplecioną miedzianym drutem...
Przy kolejnym - napawałam się dźwiękami wyczarowanymi przy pomocy pałeczek i... bębenków (choć nie do końca można je tak nazwać) wykonanych z butli turystycznych!
"Wielofunkcyjne" lalki kolejnej artystki powaliły mnie na kolana!
I to zarówno nietuzinkowym pomysłem, jak misternym wykonaniem...
Przy stoisku małżeństwa ze Stryszawy wzięłam udział w warsztatach malowania drewnianych ptaszków - co wbrew pozorom okazało się nie lada wyczynem...
Nie sposób wymienić i zaprezentować wszystkich osób - przy niektórych stoiskach panował taki ruch, że nawet zrobienie zdjęcia okazywało się niewykonalne :-(
Ze wszystkich wystawców, których pytałam o pozwolenie na zrobienie i ewentualną publikację zdjęć na blogu, tylko jedna osoba nie wyraziła zgody...
Do zobaczenia w przyszłym roku!
Nie wyobrażam sobie, abym mogła przegapić kolejną edycję ;-)
Pozdrawiam serdecznie
-(-@
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Wasze komentarze :-)