Kiedy jeszcze chodziłam do szkoły podstawowej bawiłam się w szycie zabawek. W sklepach było wtedy raczej pusto, a poza tym rodzice mieli dużo poważniejsze wydatki, więc maskotki dla siebie i siostry szyłam własnoręcznie. Większość z nich nie przetrwała upływu czasu, ale coś jednak udało mi się zachować: mojego ukochanego wielkiego psa (zresztą nie tylko mojego - koty też lubiły na nim polegiwać ;-) ).
Niestety, nie w całości... Głowa osobno, tułów osobno, skajowe oczy rozpadły się na skutek upływu czasu... A do tego zaginęła gdzieś najważniejsza część psiej morfologii! Diabeł ogonem nakrył! Albo sobie pożyczył, bo właśnie o tę część maskotki chodzi... Ale jak tylko odnajdę na strychu zagubiony psi ogon, na pewno się pochwalę ;-) Pozostałe zwierzaczki rozeszły się gdzieś po świecie, maltretowane przez kolejne pokolenia rodziny i znajomych. Nie wiem, czy któreś jeszcze istnieje... Popytam. A może jednak?
Niestety, nie w całości... Głowa osobno, tułów osobno, skajowe oczy rozpadły się na skutek upływu czasu... A do tego zaginęła gdzieś najważniejsza część psiej morfologii! Diabeł ogonem nakrył! Albo sobie pożyczył, bo właśnie o tę część maskotki chodzi... Ale jak tylko odnajdę na strychu zagubiony psi ogon, na pewno się pochwalę ;-) Pozostałe zwierzaczki rozeszły się gdzieś po świecie, maltretowane przez kolejne pokolenia rodziny i znajomych. Nie wiem, czy któreś jeszcze istnieje... Popytam. A może jednak?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Wasze komentarze :-)