Prawa autorskie

Wszystkie rękodzieła, wzory, opisy, projekty oraz inne zdjęcia zamieszczone w tym blogu, są mojego autorstwa i stanowią moją własność (chyba, że wyraźnie zaznaczę inaczej), w związku z czym ich kopiowanie, publikowanie (w całości lub w części), czy też wykorzystywanie w jakikolwiek inny sposób bez mojej zgody jest zabronione, gdyż stanowi naruszenie praw autorskich (Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83). Ar_nika-(-@

czwartek, 28 lutego 2013

Niemoc twórcza i... kto pierwszy?

Nie wiem, co się ze mną dzieje... Myślałam, że jak wreszcie skończę podyplomówkę, to będę kipieć energią i szaleć z wolnym czasem [którego jednak - mimo wolnych weekendów - jakoś nie przybyło :-( ]... Z niecierpliwością czekam na informację o terminie rozdania dyplomów; a co kilka dni przeglądam oferty pracy dla nauczycieli i rozsyłam CV po bliższej i dalszej okolicy - jak na razie bez odzewu... 

W międzyczasie z zazdrością i niekłamanym podziwem oglądam Wasze dzieła i... nadal nie mogę zebrać się w sobie, żeby samej coś stworzyć. Ba! Żeby chociaż dokończyć któreś z szydełkowych albo decupagowych drobiazgów (a trochę się tych niedobitków nazbierało przez ostatnie miesiące...)!

Jakiś czas temu polakierowałam jedynie taki wisior, który już kilkakrotnie miałam okazję założyć:


Chyba potrzebuję porządnego kopniaka na rozpęd...

-(-@

A teraz małe ogłoszenie: dostałam w tym tygodniu sympatyczną przesyłkę - niespodziankę od Anko, u której na początku roku udało mi się dołączyć do zabawy "podaj dalej" (o czym prawdę mówiąc w ferworze obowiązków zupełnie zapomniałam...)

   
W paczuszce znalazły się: szydełkowa bransoletka w miodowym odcieniu (już mam pomysł na zmianę jej przeznaczenia i mam nadzieję, że Anko się spodoba...) oraz szyfonowa broszka róża - w końcu wiem, jak takie cudo wygląda z bliska. Dziękuję :-)

 
-(-@

Zgodnie z obowiązującymi zasadami teraz ja powinnam zorganizować podobna zabawę u siebie. Może to będzie właśnie ten przysłowiowy kopniak, którego mi potrzeba...?

Ogłaszam więc, że poszukuje dwóch osób, które chciałyby otrzymać ode mnie robótkowe drobiazgi  w zamian za kontynuowanie zabawy na swoim blogu. Przypominam, że po otrzymaniu niespodzianki trzeba ogłosić podobną zabawę u siebie i wysłać w ciągu 365 dni prezent niespodziankę do pierwszych dwóch osób, które zgłoszą w komentarzu chęć kontynuowania tego sympatycznego łańcuszka. 

Czekam na chętnych... ryzykantów ;-)

-(-@

czwartek, 21 lutego 2013

Patyczaki... i inne zwierzaki

Udało mi się w końcu sfotografować nasz patyczakowy przychówek! Selekcja naturalna jest niestety bezlitosna - przeżyła zaledwie czwórka maluchów, ale... na dnie słoja leżą nowe jajeczka, więc trzeba cierpliwie poczekać :-) Na zdjęciu moje "robaczki" mają około 1 cm długości.



 

A to już nie patyczaki, ale bywalcy karmnika za oknem przedszkola: sikorki oraz kowalik.






I sarnia rodzina wypatrzona w drodze do pracy... Zanim kolejne choróbsko położyło mnie na tydzień do łóżka!






Ale koniec leżenia! Z obolałym nosem i żebrami, ale także - niestety - nieśmiertelnym chyba kaszlem i katarem, wracam od jutra do pracy, zostawiając świetnie trzymającego się wirusa w towarzystwie starszego syna, który wczoraj przejął pałeczkę...

-(-@

czwartek, 14 lutego 2013

Szybki post walentynkowy

Trzy małe szydełkowe serduszka...



...bo moje serce należy do trzech wspaniałych mężczyzn...


...liczących łącznie 61 lat ;-)

-(-@

I jeszcze jedno serce - tym razem stworzone ręką Matki Natury :-)) 


-(-@

Przypomniała mi się właśnie pewna historia związana z szydełkowymi serduszkami... Kilka lat temu umówiłam się z jedną sympatyczną panią Świetliczanką (myślę, że nie obraziłaby się za to określenie :-) ) w szkole moich dzieci, że w wolnej chwili spróbuję nauczyć dziewczynki szydełkowania... A że okres był właśnie okołowalentynkowy, więc padło na serduszka. Efekty były różne, ale jednej mamie odbierającej po zajęciach córkę (chyba wtedy ośmioletnią) zasugerowałam, aby kupiła dziewczynce szydełko. Trzymając szydełko w rękach po raz pierwszy w życiu opanowała łańcuszek, słupek oraz półsłupek i... wydziergała prawdziwe serduszko! Nieprzeciętny talent!!!

-(-@

czwartek, 7 lutego 2013

Odcienie brązu...

...jak krajobraz za oknem... I trochę mój nastrój w ostatnim czasie... Zima zjawia się i znika za każdym razem odsłaniając złowieszczo-bagniste pola, gnijące resztki przebrzmiałej niedawno jesieni i... coraz więcej dziur w asfalcie, po którym robię codziennie kilkadziesiąt kilometrów. Obiecałam sobie, że jak tylko zrobi się nieco cieplej (i bardziej sucho!), przesiądę się na rower - połączę pożytek i oszczędność (na paliwie i naprawach zawieszenia) z jeszcze większym pożytkiem (odzyskaniem formy - przynajmniej tej fizycznej...). A tu dzisiaj po południu znów przyprószyło... Dokładnie tyle, aby jutro rano pouczyć kierowców jazdy figurowej, a po południu zachlapać przechodniów wracających z pracy... Brrrr! Ten post miał być o biżuterii, a nie o pogodzie, ale jakoś tak mi się nazbierało... 

Pamiętacie szydełkową bransoletkę na wymiankę, którą pokazywałam TUTAJ? Nie wiem dlaczego, ale mam słabość do tego cieniowanego kordonka... Na drugą bransoletkę go nie wystarczy, więc wydziergałam kolczyki (drewniany koralik o średnicy 2cm na długich biglach rybkach).


A teraz kolej na kolczyki i wisior z mieszanki guziczków - okrągłych i grzybków :-). Z połączenia dużych półmatowych i mniejszych o perłowym połysku powstały kolejne gronka. Ale kolczyki mają pewien feler: są ciut za ciężkie do noszenia (no chyba, że się w nich nie chodzi i nie macha głową hihihi...) Może jeszcze z nimi pokombinuję...?


Kolory dużych kuleczek to bardziej ciemna oliwka niż brąz, ale nijak nie chcą wyjść na zdjęciu w oryginalnym odcieniu. Na zdjęciu poniżej są do siebie chyba najbardziej podobne...


A wracając do mojej dzisiejszej kolorystyki... Niech ta zima w końcu się określi: zostaje, czy wraca do siebie, bo takie huśtawki pogodowe (w połączeniu z innymi zawirowaniami życiowymi, jakich ostatnio doświadczam) raczej nie wychodzą mi na zdrowie...

-(-@

piątek, 1 lutego 2013

Trochę biżutków i wielka nowina :-)

Obiecałam pokazać, co jeszcze powstało z wykorzystaniem przydasiów od Ani Jury. Na początek kolczyki i wisiorek z "wahadłem", czyli prawie komplecik w stonowanych kolorach... Hmmm... Wyszedł prawie monochromatyczny, jeśli nie liczyć turkusowej perły...


Wisiorek w pastelowych kolorach z dwóch koralików z "niespodzianką" w środku - o ile się nie mylę to chyba jest szkło weneckie? Samo w sobie wygląda bajecznie, więc starałam się nie dodawać niczego, co mogłoby zepsuć ten efekt...


I jeszcze wesołe śmieciuszkowe gronko - we wszystkich odcieniach zieleni, turkusu i fioletu jakie tylko udało mi się wyszperać... Kilka gatunków w jednym - jak stwierdziło moje kochanie :-)


Nawiasem mówiąc na działce jego rodziców rosną tego typu drzewa, np. brzoskwinio-śliwko-morela, czy jabłonie, na których z każdej strony można częstować się różnymi odmianami jabłek. W pierwszym momencie człowiek ma dziwne wrażenie, że "coś tu się nie zgadza". Oj, zjadłabym teraz takie jabłuszko prosto z drzewa... Mmmm...

-(-@

A teraz nowina :-)) Sama jestem zaskoczona... Siedzę sobie na łóżku pisząc tego posta, zerkam na parapet, gdzie znalazł swoje miejsce wielki słój z patyczakami i... na jego szklanych ścianach nagle dostrzegam kilka małych robaczków! W porównaniu do rodziców, mających tułów prawie dziesięciocentymetrowej długości (i masę, dzięki której potrafią obudzić mnie w nocy powodowanym hałasem), młode wyglądają bardzo krucho i nieporadnie. Na razie jest ich kilka. Zobaczymy jak sytuacja się rozwinie... 

-(-@